Dżungla oznaczeń modeli

Jeszcze do niedawna oznaczenia modeli wielu aut były jasne i klarowne. Wystarczyła podstawowa wiedza o motoryzacji żeby wiedzieć z jakim modelem mamy styczność. Teraz wszystko się zmieniło.

Publikacja: 03.06.2020 14:38

Dżungla oznaczeń modeli

Foto: BMW M550d.

W ostatnim czasie sporo marek samochodowych pozmieniało sensowne, klarowne i wypracowane przez lata oznaczenia modeli swoich aut, na mylące lub mijające się z prawdą. Kiedyś jeśli widziałeś na klapie bagażnika 2.0 TDI to było jasne, że pod maską kryje się dwulitrowy diesel. Przy 330i było wiadomo, że do napędu służy trzy litrowy silnik benzynowy. Przykładów prostoty i klarowności przekazu można mnożyć bez liku. Tak było kiedyś. Teraz tylko wytrawni znawcy danej marki wiedzą co kryje się za oznaczeniami modeli. Mimo, że klienci i nawet fani motoryzacji kompletnie nie potrafią odnaleźć sensu w wielu przypadkach firmy brną w coraz trudniejsze łamigłówki cyferek i oznaczeń. Trzy przykłady.

Audi
To świetny przykład przejścia z sensownego oznaczenia wersji silnikowych do nieprecyzyjnego i ciężkiego do zapamiętania systemu. Z tylnych klap modeli z Ingolstad zniknęły oznaczenia typu – 2.0 TDI, 4.2 TDI czy 2.8, 2.0, 3,.T. W 2018 roku zerwano z tą tradycją i wymyślono zupełnie nowy system. Od dwóch lat na modelach Audi można wyczytać oznaczenia takie jak: 50 TDI, 55 TFSI czy 35 TFSI. Te odpowiadają poziomowi mocy i nie mają nic wspólnego z pojemnością silnika. Według pomysłu Audi przestawienie się na moc, a nie pojemność było potrzebne dla łatwiejszego określania aut elektrycznych. Z odgadnięciem jaki to model łatwo nie. Pułapek jest sporo:  55 TFSI to silnik 3.0 V6 o mocy 340 KM, ale 55 TFSIe to już silnik czterocylindorwy o pojemności 2,0 litra i mocy 367 KM. Progi oznaczeń w Audi kształtują się następująco:
25 – do 80 kW (do 109 KM)
30 – 81-96 kW (110-130 KM)
35 – 110-120 kW (150-163 KM)
40 – 125-150 kW (170-204 KM)
45 – 169-185 kW (230-252 KM)
50 – 210-230 kW (286-313 KM)
55 – 245-275 kW (333-374 KM)
Czy to ma sens? Absolutnie żadnego, bo nikt tego nie zapamięta. Założę się, że gdyby zrobić sondę w salonach, wśród sprzedawców Audi to spora część z nich nie będzie pamiętać jakie oznaczenie przypada pod jaką moc. Jak więc mają się w tym połapać klienci? Mam już bez tego wystarczająco sporo cyferek i kombinacji liczb do zapamiętania. Do alarmu w domu, PIN do telefonu, PIN do karty bankowej i całe mnóstwo innych. Poza tym dość niedorzecznie wygląda np. A1 3.0 TSFI. Brzmi sensownie, na sporą moc i duży silnik, a tymczasem pod maską pracuje 3-cylindrowy silnik o pojemności jednego litra i mocy 116 KM.

CZYTAJ TAKŻE: Audi Online TV – bliższe poznanie auta bez wychodzenia z domu

""

Audi A1 Sportback 30 TFSI.

Foto: moto.rp.pl

BMW
To kolejna marka, która kompletnie pogubiła się w oznaczeniu swoich aut. Po pierwsze coś bardzo poszło nie tak jeśli chodzi o ogólne pogrupowanie gamy modelowej. Za starych dobrych czasów ktoś wymyślił w BMW to w ten sposób, że samochody z parzystym oznaczeniem, czyli seria 2, 4, 6 i 8 to sportowe auta, a te nieparzyste – seria 3, 5, 7 to bardziej użytkowe. Można sobie wyobrazić taki scenariusz, że ktoś kogoś w korporacji przekonał, żeby oznaczyć rodzinnego vana, z przednim napędem i 3-cylindorwoym silnikiem jako BMW serii 2 Active Tourer/Gran Tourer i cała dobrze wymyślona strategia wzięła w łeb. Później z niefortunnie wyglądającą serię 5 GT przemianowano na serię 6 Gran Turismo i tym samym dobito jeden z najlepszych systemów podziału modeli w świecie motoryzacji. Chociaż tyle dobrego, że ten porządek został póki co zachowany w modelach SUV. X2, X4 i X6 mają bardziej sportowe sylwetki i nieco lepszą dynamikę prowadzenia. X1, X3, X5 i X7 są tymi bardziej rozsądnymi modelami.

""

BMW X2.

Foto: moto.rp.pl

Na tym nie koniec potknięć. Przez długi, długi czas trzycyfrowe oznaczenia modeli BMW były proste i zrozumiałe. Pierwsza cyfra oznaczała gamę modelową, dwie ostatnie pojemność silnika, literka d lub i czy to diesel czy benzyna. Później doszedł jeszcze symbol x, który mówił o napędzie na cztery koła. Teraz za systemem oznaczeń stosowanym przez BMW nie stoi żadna logika. Nie da się rozpoznać jaki silnik stoi za konkretnym symbolem liczb. Trzeba się tego nauczyć. Tylko to aż 28 typów oznaczeń jednostek napędowych, a to i tak do końca nie odpowie z jakim silnikiem mamy styczność. Za kilkoma z nich (np. 18i czy 40i) przy tej samej pojemności mamy różną moc silników. Wraz z downsizingiem pojemność jednostek napędowych się skurczyła i te przestały pasować pod znane już symbole. I tak wersja 30i ma silnik o pojemności dwóch litrów, 50d tylko trzy litry pojemności, a model 35i dwa litry pojemności. Bywa też odwrotnie. Flagowy BMW 760i ma silnik o pojemności 6,6 litra, a wersje 16d i 18d jednostki o pojemności dwóch litrów. W całym tym zestawie został tylko jeden model, który nie przekłamuje – 30d ma pod maską silnik diesla R6 o pojemności trzech litrów.

CZYTAJ TAKŻE: Nowe BMW serii 5: Więcej hybryd plug-in, poprawiona elektronika

""

BMW X4 M40d.

Foto: moto.rp.pl

Mercedes
To trzecia marka, która z biegiem lat porzuciła typowy niemiecki porządek w oznaczeniach swoich modeli. Kiedyś świat Mercedesa był bardzo poukładany. Teraz marka już nie ma zasady oznaczania wersji silnikowych w połączeniu z pojemnością skokową. Też nie ma żadnego systemu i jest tak, że to samo oznaczenie może być dopasowane do różnych silników, w zależności od tego w jakim modelu są zamontowane. Na klapie Mercedesa A i C będzie napis 180, ale pod maską tego pierwszego wbudowany jest silnik o pojemności 1,3 litra, a w drugim 1,6 litra. Przykładów wykorzystania jednego oznaczenia do kilku jednostek napędowych, które są zależne od modelu jest tu dużo więcej, a nazewnictwo tylko w kilku przypadkach pokrywa się z faktyczną pojemnością silnika – np. C200, S600 czy C200d. Mercedes doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że aktualny system wprowadza sporą dawkę dezorientacji klientów i nie tylko. To chyba głównie z tego powodu od jakiegoś czasu na oficjalnych zdjęciach prasowych auta są pozbawione oznaczeń. I może to, z punktu widzenia klienta jest w większości przypadków najlepsze rozwiązanie. Lepiej bez niczego zamiast z oznaczeniami, których znaczenie ciężko ogadnąć.

CZYTAJ TAKŻE: Pierwsze zdjęcie nowego Mercedesa klasy S

W ostatnim czasie sporo marek samochodowych pozmieniało sensowne, klarowne i wypracowane przez lata oznaczenia modeli swoich aut, na mylące lub mijające się z prawdą. Kiedyś jeśli widziałeś na klapie bagażnika 2.0 TDI to było jasne, że pod maską kryje się dwulitrowy diesel. Przy 330i było wiadomo, że do napędu służy trzy litrowy silnik benzynowy. Przykładów prostoty i klarowności przekazu można mnożyć bez liku. Tak było kiedyś. Teraz tylko wytrawni znawcy danej marki wiedzą co kryje się za oznaczeniami modeli. Mimo, że klienci i nawet fani motoryzacji kompletnie nie potrafią odnaleźć sensu w wielu przypadkach firmy brną w coraz trudniejsze łamigłówki cyferek i oznaczeń. Trzy przykłady.

Pozostało 89% artykułu
Parking
Mazda CX-5 – wszystko, co dobre, ma swój koniec
Materiał Promocyjny
Ukryj auto, odzyskaj spokój i przestrzeń
Parking
Międzynarodowy dzień dbania o samochód
Parking
Opel Roks-e: Tylko do miasta
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Parking
Nowa Kia Sportage zaprojektowana specjalnie dla Europy