Sprzedaż nowych samochodów przekroczyła w zeszłym roku granicę 0,5 mln pojazdów i osiągnęła poziom 532 tys. aut. To najlepszy wynik w tym stuleciu. Z polskich autosalonów wyjechało o prawie 10 proc. więcej samochodów niż rok wcześniej. Świetnie wypadliśmy na tle UE, gdzie sprzedaż nowych aut wzrosła zaledwie o 0,1 proc. Skąd takie wyniki?
Zeszły rok nie różnił się specjalnie od poprzednich. Kilka lat temu sprzedaż nowych samochodów napędziła możliwość odliczania VAT od aut z kratką. Gdy to zniknęło i wszyscy spodziewali się spadku sprzedaży, pojawiły się inne zjawiska makroekonomiczne, które spowodowały utrwalenie trendu blisko dwucyfrowych zwyżek. Oczywiście w zeszłym roku niezwykłym wsparciem była zmiana modelu opodatkowania samochodów. Dzięki niej końcówka roku, zwłaszcza w markach premium, była wręcz szalona. Pokłosie tego mamy jeszcze w pierwszych miesiącach 2019 r., bo teraz wydawana jest część samochodów zamówionych w listopadzie i grudniu. Do tego doszły inne zjawiska wspierające sprzedaż: wzrost płac, 500+, brak bezrobocia, 5-proc. wzrost gospodarczy…
źrodło: youtube
Próby zbudowania modelu wsparcia klienta indywidualnego poprzez zakupy abonamentowe z segmentów marek popularnych zostały podjęte, ale nie przyniosły spektakularnych rezultatów
Ale polski rynek odstaje od rynków nie tylko Europy Zachodniej, ale też Środkowej pod względem liczby nowych samochodów sprzedawanych na 1000 mieszkańców. Mamy tu sporo do nadrobienia. Na razie emocjonujemy się tym, że biegniemy szybciej w ostatniej grupie, razem z Rumunią i Bułgarią, tymczasem peleton jest daleko przed nami. Nie ma więc powodów do jakiejś szczególnej dumy. Wysoki wzrost sprzedaży to w tej sytuacji raczej normalna rzecz, choć jako przedstawiciel branży motoryzacyjnej nie będę mówił, że mnie to martwi. Bo cieszy.