Protesty przedstawicieli tego sektora wywołał projekt ustawy o świadczeniu usług w zakresie dochodzenia roszczeń odszkodowawczych. Powstał w Senacie i ma na celu wprowadzenie nadzoru nad działalnością firm odszkodowawczych, które pośredniczą w kontaktach pomiędzy poszkodowanymi i zakładami ubezpieczeń. To nie budzi większych zastrzeżeń. Jednak przy tej okazji przemycono przepis, który – jak twierdzi branża – cofnie nas do lat 90. XX wieku.
Dziś z samochodem uszkodzonym w wypadku zgłaszamy się do warsztatu i to z reguły on bierze na siebie rozliczenie z zakładem ubezpieczeń. Dogaduje się co do wyceny szkody i to na jego konto trafiają pieniądze z polisy. Zdaniem branży nowe przepisy wywrócą ten system. Właściciel auta z kosztorysem napraw przygotowanym przez warsztat będzie musiał iść do zakładu ubezpieczeń i sam starać się o odszkodowanie. Ubezpieczyciel będzie mógł zakwestionować kosztorys. Powoła wtedy swojego rzeczoznawcę i przedstawi swoją wycenę szkody, możliwe, że niższą. Klient będzie się mógł na to zgodzić albo toczyć długotrwały bój o wyższe odszkodowanie. Część takich sporów zakończy się w sądach. A gra idzie o wielkie pieniądze – w ubiegłym roku tylko z tytułu komunikacyjnego ubezpieczenia OC wypłacono 8,5 mld zł odszkodowań.
Spór o jeden punkt
A wszystko przez niewinnie wyglądający zakaz przenoszenia wierzytelności na doradcę lub osobę trzecią. Zdaniem branży motoryzacyjnej „osobą trzecią” może być warsztat samochodowy. – Sformułowanie „lub osobę trzecią” oznacza ni mniej, ni więcej tylko pełny zakaz cesji jakiejkolwiek wierzytelności przez ubezpieczonych. I dotyczy nie tylko odszkodowań za utratę życia i zdrowia, ale także możliwości cesji takich wierzytelności przez klienta na warsztaty samochodowe likwidujące szkody komunikacyjne najbardziej przyjazną dla klientów, bezgotówkową metodą serwisową – grzmi Marek Konieczny, prezes Związku Dealerów Samochodowych. – Tysiące Polaków znów będą musiały płacić za naprawy z góry i czekać tygodniami na decyzje ubezpieczyciela i swój samochód. A towarzystwa ubezpieczeniowe zarobią dodatkowe kilkadziesiąt milionów złotych.
fot. AdobeStock