Czy zasięg w elektrykach spada zimą? Sprawdzamy w Bieszczadach

W 2022 w Norwegii, 80 procent aut opuszczających salony sprzedaży miało napęd bateryjny. W tym czasie w Unii Europejskiej sprzedano ponad 1,2 miliona takich samochodów. Wynik robi wrażenie, a udział elekromobilności w motoryzacyjnym torcie przekroczył 12 procent.

Publikacja: 16.03.2023 09:48

Czy zasięg w elektrykach spada zimą? Sprawdzamy w Bieszczadach

Foto: mat. prasowe

Idziemy na rekord, choć wokół pojazdów elektrycznych wciąż mamy wiele mitów. Jeden z nich dotyczy zużycia paliwa zimą. By się z nim rozprawić, wybraliśmy się w Bieszczady. Mimo, że na Zachodzie elektryki rosną w siłę, nad Wisłą ich liczba nie imponuje. Obecnie po naszych drogach porusza się niewiele ponad 31 tysięcy wozów na prąd. Różnej maści i z różnych parafii. Kompaktowe hatchbacki, crossovery i duże SUV-y. Coraz częściej możemy też trafić na elektryczne dostawczaki. Ważne, że wciąż możemy bezkarnie korzystać z buspasów i stref płatnego parkowania. Kolejny przywilej to dopłaty w ramach rządowego programu „Mój elektryk”. Dysponując Kartą Dużej Rodziny, bonifikata sięgnie 27 tysięcy złotych. Biorąc pod uwagę bieżące wzrosty cen, kwota robi wrażenie.

mat. prasowe

Z drugiej strony, do takiej motoryzacji wciąż jesteśmy nastawieni nieco sceptycznie. Według oficjalnych danych GUS-u, 45 procent Polaków mieszka w blokach. To oznacza, że ponad 17 milionów obywateli musiałoby zrzucać z okien przedłużacze, by swoim elektrycznym autem dojechać do pracy lub szkoły. Brzmi abstrakcyjnie, ale w głowach wielu osób utkwiło jako pewnik. Czy słusznie? Nie, bowiem na stycznia mieliśmy dostępnych 2612 publicznych punktów ładowania. Kolejne słupki stawia Greenway, Orlen, Lotos, galerie handlowe, osiedlowe dyskonty, a także długo wyczekiwana sieć Ionity. Znaczna procent z nich oferuje maksymalny transfer na poziomie 50 kW. Część zapewnia przesył rzędu 90 kW, ale to Ionity wychodzi przed szereg z punktem granicznym w postaci 350 kW. Tym samym, zaciera się kolejna bariera, choć nie ma się co oszukiwać. Niektóre regiony Polski wciąż są energetyczną pustynią. Niezrażeni tym faktem, ruszyliśmy w podróż w malownicze Bieszczady.

Czytaj więcej

Volkswagen ID. Buzz: To musi się udać

mat. prasowe

By sprawdzić, jakie jest rzeczywiste zużycie prądu w elektrykach, zostaliśmy wyposażeni w trzy modele VW – ID.3, ID.4 i ID.5. Pierwszy z nich dysponuje akumulatorem o pojemności 55 kWh netto, zaś kompaktowe SUV-y 77 kWh. Zaczynamy od mniejszego auta. ID.3 wprowadził Volkswagena w nową erę. Jest alternatywą dla Golfa i posłużył technologią Cuprze Born. Ma 204 KM, przyspiesza do setki w 7,3 sekundy i rozpędza się do 160 km/h. Według producenta, maksymalny zasięg nieznacznie przekracza 400 kilometrów (WLTP). Z uwagi na dość nisko umieszczony środek ciężkości, na suchej nawierzchni prowadzi się nad wyraz dobrze. Moment obrotowy trafia na koła tylnej osi, a korzystny rozkład masy sprawia, że trudno niemiecki kompakt wyprowadzić z równowagi. Prowadzenie spodoba się największym sceptykom elektromobilności. Może i mamy tutaj nieco za mocno wspomagany układ kierowniczy, ale jazda w zakrętach potrafi dać dużo frajdy. Nie mamy też zastrzeżeń do autostradowych podróży, choć przy temperaturze nieznacznie przekraczającej zero stopni Celsjusza, wartości przekazywane przez komputer pokłady nie napawają optymizmem – 28-32 kWh przy 140 km/h. Wystarczy jednak zwolnić do 120, by zejść do 23-24 kWh.

mat. prasowe

Im większa prędkość, tym zasięg szybciej znika. Możemy jednak pokusić się o kilka sztuczek, aby go wydłużyć. W tym celu zjeżdżamy na bieszczadzkie serpentyny. Lokalne krajobrazy podziwiamy w ciszy, bowiem do wnętrza przedostaje się jedynie szum powietrza rozcinanego przez karoserię i dyskretny szmer generowany przez opony. Na nierównych, nierzadko podziurawionych drogach województwa podkarpackiego, kompaktowy Volkswagen pokazuje pełnię możliwości. W ostrych łukach grzecznie wykonuje polecenia kierowcy. Możemy ustawić tryb dynamiczny, lecz korzystniej przedstawia się Eco lub Comfort, bo wyraźnie wpłynie na energetyczne zapotrzebowanie. Kluczem do sukcesu okazuje się płynna jazda ze stałą prędkością. Dość żwawo przyspieszamy do 80-90 km/h, by następnie lekko muskać pedał gazu celem utrzymania komfortowej dla nas wartości. Na długich, prostych odcinkach żeglujemy. Niskie opory toczenia sprawiają, że wytracanie prędkości jest ledwie zauważalne. Dopiero przed skrzyżowaniami, rondami i zakrętami, efektywna rekuperacja odgrywa pierwsze skrzypce. W pozostałych przypadkach zdajemy się na siebie i rozkoszujemy się kolejnymi kilometrami. Efekt? Po około 100 kilometrach komputer pokładowy wskazał 12,5 kWh (29 proc. mniej względem WLTP).

mat. prasowe

To zdecydowanie wyższa półka. ID.5 gabarytami odpowiada Tiguanowi, a ściętym tyłem wpisuje się w modną ostatnio klasę SUV-ów coupe. O ile ID.3 waży około 1700 kilogramów, o tyle SUV z Wolfsburga ma 500 kilogramów więcej na plecach. Większą masę czuć w zakrętach, gdzie, zwłaszcza na mokrym asfalcie, potrafią się zdarzyć lekkie uślizgi. Nie możemy zapominać, że w elektryku cały moment obrotowy trafia na koła w momencie startu. A tego jest tyle samo, co mniejszym kompakcie, choć w alternatywie auto występuje w wariancie z dwoma silnikami, napędem 4x4 i mocą na poziomie 299 KM. Bazowa specyfikacja jest jednak w zupełności wystarczająca. Przyspiesza do setki w 8,5 sekundy i całkiem ochoczo reaguje na polecenia kierowcy. Różnice czuć przy prędkościach autostradowych, gdzie doświadczymy lepszej stabilności i mniejszej podatności na boczne podmuchy. ID.5 przyjemnie sunie też po drogach powiatowych. Na 20-calowych obręczach nieźle filtruje nierówności, a w prowadzeniu w niczym nie ustępuje spalinowym konkurentom. Przy płynnej, oszczędnej jeździe po Bieszczadach zużył 18,2 kWh, co stanowi wynik nieznacznie lepszy względem wskazań WLTP. Taka jazda wymagała natomiast nieco samozaparcia i dyscypliny. Dogrzewania wnętrza fotelami i kierownicą, kosztem niższej temperatury automatycznej klimatyzacji.

mat. prasowe

Bieszczady to jeden z najciekawszych regionów Polski. Poza sezonem jest przytulnie kameralny i wyjątkowo przyjazny. Powolne wybudzanie się z zimowego snu będzie nie lada gratką dla miłośników obcowania z przyrodą. Znajdziemy tu niedźwiedzie, wilki, a czasem żubry. Do tego Jezioro Solińskie z najwyższą tamą (82 metry) i kolejką linową na górę Jawor. Jest co zwiedzać. To również dobre miejsce do poznania możliwości elektryka. Przekonamy się o skuteczności rekuperacji, pewności prowadzenia i rzeczywistego zużycia prądu, a przede wszystkim naładujemy własne akumulatory. Pamiętajmy także, by przed podróżą wpiąć kabel na 20-30 minut i energią z domowej sieci rozgrzać baterię i kabinę. To wyraźnie obniży zapotrzebowanie na prąd na pierwszych kilkunastu kilometrach. Czy ta gra ma sens? Owszem, choć z pewnością nie przypadnie do gustu dynamicznie usposobionym kierowcom.

Czytaj więcej

Autem elektrycznym za koło podbiegunowe

Idziemy na rekord, choć wokół pojazdów elektrycznych wciąż mamy wiele mitów. Jeden z nich dotyczy zużycia paliwa zimą. By się z nim rozprawić, wybraliśmy się w Bieszczady. Mimo, że na Zachodzie elektryki rosną w siłę, nad Wisłą ich liczba nie imponuje. Obecnie po naszych drogach porusza się niewiele ponad 31 tysięcy wozów na prąd. Różnej maści i z różnych parafii. Kompaktowe hatchbacki, crossovery i duże SUV-y. Coraz częściej możemy też trafić na elektryczne dostawczaki. Ważne, że wciąż możemy bezkarnie korzystać z buspasów i stref płatnego parkowania. Kolejny przywilej to dopłaty w ramach rządowego programu „Mój elektryk”. Dysponując Kartą Dużej Rodziny, bonifikata sięgnie 27 tysięcy złotych. Biorąc pod uwagę bieżące wzrosty cen, kwota robi wrażenie.

Pozostało 88% artykułu
Na prąd
Mapy Google z nowymi funkcjami dla samochodów elektrycznych
Na prąd
Samochodem elektrycznym do McDonald'sa. Nowy pomysł na ściągnięcie klientów
Na prąd
W europejskich portach zalegają tysiące elektryków z Chin. Nikt ich nie chce
Na prąd
Akumulator z gwarancją przebiegu 1,5 mln km. Przełom w świecie elektromobilności
Na prąd
Volvo doczeka się vana. Skonstruuje go wspólnie z Renault