Idziemy na rekord, choć wokół pojazdów elektrycznych wciąż mamy wiele mitów. Jeden z nich dotyczy zużycia paliwa zimą. By się z nim rozprawić, wybraliśmy się w Bieszczady. Mimo, że na Zachodzie elektryki rosną w siłę, nad Wisłą ich liczba nie imponuje. Obecnie po naszych drogach porusza się niewiele ponad 31 tysięcy wozów na prąd. Różnej maści i z różnych parafii. Kompaktowe hatchbacki, crossovery i duże SUV-y. Coraz częściej możemy też trafić na elektryczne dostawczaki. Ważne, że wciąż możemy bezkarnie korzystać z buspasów i stref płatnego parkowania. Kolejny przywilej to dopłaty w ramach rządowego programu „Mój elektryk”. Dysponując Kartą Dużej Rodziny, bonifikata sięgnie 27 tysięcy złotych. Biorąc pod uwagę bieżące wzrosty cen, kwota robi wrażenie.
Z drugiej strony, do takiej motoryzacji wciąż jesteśmy nastawieni nieco sceptycznie. Według oficjalnych danych GUS-u, 45 procent Polaków mieszka w blokach. To oznacza, że ponad 17 milionów obywateli musiałoby zrzucać z okien przedłużacze, by swoim elektrycznym autem dojechać do pracy lub szkoły. Brzmi abstrakcyjnie, ale w głowach wielu osób utkwiło jako pewnik. Czy słusznie? Nie, bowiem na stycznia mieliśmy dostępnych 2612 publicznych punktów ładowania. Kolejne słupki stawia Greenway, Orlen, Lotos, galerie handlowe, osiedlowe dyskonty, a także długo wyczekiwana sieć Ionity. Znaczna procent z nich oferuje maksymalny transfer na poziomie 50 kW. Część zapewnia przesył rzędu 90 kW, ale to Ionity wychodzi przed szereg z punktem granicznym w postaci 350 kW. Tym samym, zaciera się kolejna bariera, choć nie ma się co oszukiwać. Niektóre regiony Polski wciąż są energetyczną pustynią. Niezrażeni tym faktem, ruszyliśmy w podróż w malownicze Bieszczady.
Czytaj więcej
To jest jedna z najważniejszych premier roku. Volkswagen otwiera nowy segment i zupełnie nowe spojrzenie na niego. ID Buzz ma szansę jak T1 stać się elementem popkultury i zapisać się w wyjątkowy sposób w historii motoryzacji.