Zwiększająca się liczba samochodów zaczyna być poważnym problemem. W Berlinie jeszcze w 2019 roku na 1000 mieszkańców przypadały 324 pojazdy. W Wiedniu były to 372 auta. W Krakowie za to liczba ta wyniosła 685 samochodów. W dążeniu do zrównoważonego transportu nie pomagają niektóre podejmowane decyzje. Przykładem może być likwidacja ścieżki rowerowej na ulicy Grzegórzeckiej w Krakowie. Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski przyznał w wywiadzie z „Wyborczą”, że „podjął decyzję o likwidacji ścieżki, gdyż było to rozwiązanie wprowadzone na czas pandemii, gdy kursowanie komunikacji miejskiej było ograniczone”. Ale to nie jedyny kuriozalny pomysł drogowy rodem z Krakowa.
Z danych Urzędu Miasta w Krakowie, w 2019 roku zarejestrowanych było ponad 525 tys. samochodów osobowych, czyli na 1000 mieszkańców przypadało 685 samochodów. Do tego trzeba doliczyć pojazdy, które dzień w dzień wjeżdżają i wyjeżdżają z miasta. Jeszcze gorszy współczynnik wyszedł w Warszawie. W 2020 roku ogłoszono, że w stolicy zarejestrowanych było 1,5 miliona samochodów osobowych. Daje to wynik 833 samochody na 1000 mieszkańców. W innych dużych polskich miastach sytuacja wygląda podobnie - Katowice – 854 samochody/1000 mieszkańców, Wrocław – 690 samochodów/1000 mieszkańców czy Lublin – 651 samochodów/1000 mieszkańców.
– Najnowsze dane dotyczące ruchu samochodowego mogą niepokoić. Polska ma jeden z najwyższych wskaźników pojazdów przypadających na jednego mieszkańca (średnio około 600 na 1000 mieszkańców) a jednocześnie odsetek samochodów powyżej 10 lat jest bardzo wysoki (ponad 70 proc.). Wzmożony transport samochodowy czasem jest spowodowany brakiem alternatywnych metod dojazdu (kolej czy komunikacja miejska), a czasem, chyba wciąż przekonaniem, że samochód jest wyznacznikiem statusu społecznego i poruszać się w inny sposób nie wypada – komentuje Marcin Gnat, Menedżer ds. komunikacji i PR w Airly
Potwierdza to również Mikołaj Krupiński, przedstawiciel Instytutu Transportu Samochodowego. - Od 2000 roku sprowadzono z zagranicy ponad 16,6 miliona aut osobowych i dostawczych o dopuszczalnej masie całkowitej do 3,5 tony, znajduje odzwierciedlenie m.in. w średnim wieku polskiego parku samochodowego, który wynosi kilkanaście lat. Oznacza to, że gros z tych pojazdów spełnia nieaktualne i stosunkowo łagodne normy emisji zanieczyszczeń – wyjaśnia Mikołaj Krupiński, rzecznik Instytutu Transportu Samochodowego.