Hyundai to nie jest marka, którą się chwalisz, a raczej auta, którymi po prostu się jeździ. Jak Skoda czy Renault. Pochwalić możesz się już jakimś Volvo czy Lexusem, ale raczej nie Hyundaiem. Tak było do momentu kiedy latem 2017 pojawił się model i30N. Pierwszy hothatch Koreańczyków, który swoim prowadzeniem, dźwiękiem i rozwiązaniami zaskoczył nie tylko Golfa GTI, ale i resztę konkurencji. To był przełom, dzięki któremu można było zacząć rozmawiać wśród kumpli o Hyundaiu. Później już było tylko lepiej i w dzisiejszej gamie marki takim modelem jest SantaFe, który wygląda jak milion dolarów.
fot. Iven Bambot
Foto: moto.rp.pl
Teraz do tego grona dochodzi Tuscon. Już z zewnątrz to auto zaskakuje i pobudza wyobraźnię. Te wszystkie przetłoczenia na karoserii i sztuczki stylistyczne (np. wyczerniona górna część dachu odgrodzona listwą w kontrastowym kolorze, która w tylnej części nadwozia mocno opada w dół) sprawiają, że to auto wygląda jak koncepcyjny model dopuszczony do ruchu ulicznego. Duża w tym zasługa przedniego pasa i świateł, których nie widać. Chodzi o te do jazdy dziennej, które jeśli są wyłączone, będą postrzegane jako element wlotu powietrza. Pojawiają się dopiero wtedy, gdy zostaną włączone. W celu zakamuflowania świateł, między pomiędzy LED-ami, a szkłem zewnętrznym nałożono za pomocą technologii laserowej specjalne warstwy chromu. Dzięki temu powierzchnia wygląda na chromowaną na zewnątrz, ale jednocześnie przepuszcza światło. Pięć niewidocznych kloszów po bokach grilla to światła do jazdy dziennej, które przez nietypowe umieszczenie Hyundai nazwał… skrzydła anioła. Z tyłu też jest ciekawie i gdyby pas świetlny miał po trzy kły z każdej strony to mógłbym pomylić go z jakąś kolejną wersją Mustanga. Poza tym ciekawym rozwiązaniem jest schowana pod spoilerem dachowym wycieraczka i logotyp wkomponowany w to miejsce gdzie przeważnie jest ramię wycieraczki dodatkowo schowany pod taflą tylnej szyby. Dbałość o detale z wyższej półki.
fot. Iven Bambot
Foto: moto.rp.pl
Wnętrze już tak bardzo nie zaskakuje, ale kunsztu wzornictwa mogliby się nauczyć od Koreańczyków chociażby Niemcy, którzy ostatnio nie mają dobrej passy inżynieryjno-wzorniczej. Duże ekrany są sensownie zabudowane. Nic tu nie wystaje i wszystko wydaje się być dobrze przemyślane. Do tego prosto i logicznie działa. Chcesz indywidualnie przestawić sobie obraz głównego menu robisz to tak jak w smartfonie – przyciskasz ikonkę i ją przesuwasz po ekranie w dowolne miejsce. System działa szybko, sprawnie i bez zawieszania. Dożyłem czasów, w których lekcje u Hyundaia powinni brać inżynierowie i menadżerowie z Wolfsburga. Za kierownicą Tuscona czujesz się dobrze. Jak na auto tego segmentu zaskakuje dbałość o detale. Eleganckie wpasowanie pamięci fotela w boczek drzwi, efektowny szlif na końcówkach dźwigienek kierunkowskazów i wycieraczek czy znakomicie wyglądające koło kierownicy to tylko kilka przykładów. Nie podobają mi się jedynie przyciski obsługi automatycznej skrzyni biegów, które nie pasują swoim nieco siermiężnym wyglądem do gustownego wnętrza. Wyglądają jakby były zapożyczone z innego auta. Wnętrzu jest bardzo obszerne, a miejsca nie brakuje również w bagażniku (616/1756 l).
fot. Iven Bambot
Foto: moto.rp.pl