Lamborghini Huracan EVO: Na tor i na co dzień

Mogliście jeszcze o tym nie słyszeć albo nie zauważyć, ale… produkowany od 2014 roku Lamborghini Huracan doczekał się następcy.

Publikacja: 03.09.2019 11:32

Lamborghini Huracan EVO: Na tor i na co dzień

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

Pojawienie się nowej generacji supersportowych samochodów jest pewnego rodzaju świętem. To auta, które są jak wisienki na torcie. Niby nikomu niepotrzebne, ale fajnie, że są. Stać cię na nie, czy nie, zawsze miło jest popatrzeć, posłuchać i pomarzyć. Gorzej jednak, gdy świat motoryzacji trochę prześpi czy pominie taką premierę. I tu jest pierwszy problem nowego Huracana EVO. Pojawił się po cichu, bez fanfar, hucznych zapowiedzi czy nawet zwrócenia na siebie większej uwagi. Może w tym i nie byłby nic złego, bo ma to także może mieć mieć styl i urok, ale pasuje bardziej… no powiedzmy do Astona Martina, niż do Lamborghini. Po tej włoskiej marce spodziewasz się czegoś innego. Lamborghini to posągowe, pompatyczne, wyniosłe, monumentalne wozy. Lamborghini nie da się nie zauważyć. Skąd więc ta skromność w komunikacji? Nie wiem i nawet po pierwszej jeździe tym modelem to jedno z nielicznych pytań, na które nie będę potrafił wam odpowiedzieć.

""

Foto: moto.rp.pl

Stefano Domenicali, szef Automobili Lamborghini opisał nowy model w ten sposób: „Huracan EVO to idealna definicja ewolucji: to krok naprzód na nowo ustalający parametry segmentu. Jest niezwykle łatwy w prowadzeniu, a przy tym zapewnia najbardziej bezpośrednie, emocjonalne doznania podczas jazdy w każdych warunkach”. Zapomniał tylko dodać jednej rzeczy: musisz się przejechać EVO, żeby dostrzec jego zalety i dopiero wtedy będziesz przekonany, że chcesz go kupić. Jazda EVO pozwoli dostrzec zalety i różnice dzielące nowy model od poprzednika.

""

Foto: moto.rp.pl

Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że EVO bazuje na topowej dotychczas wersji modelu – Huracan Performante. Nowy jest przedni zderzak z powiększonymi wlotami powietrza, przedni splitter, boczne wloty powietrza, z tyłu zintegrowane ze zderzakiem dwie końcówki układu wydechowego, nowy dolny dyfuzor oraz aktywny spojler. Jednak trzeba się przyjrzeć więcej niż dwa razy, żeby te zmiany zauważyć. To w przypadku Lamborghini chyba nie powinno tak wyglądać. Po tej marce na pewno nie oczekujemy powściągliwości. Nawet jeśli chodzi o modernizację.

ZOBACZ TAKŻE: Piotr Jędrach, Lamborghini Warszawa: Moglibyśmy sprzedać więcej Urusa

""

Foto: moto.rp.pl

Nie licząc niemal niezmienionego wyglądu nowości jest sporo. Ale te są głównie pod karoserią. Jest więcej mocy, skrętna tylna oś, podwozie zmodyfikowano w taki sposób, by maksymalnie zwiększyć siłę docisku i wydajność aerodynamiczną auta, która jest ponad pięciokrotnie lepsza niż w pierwszej generacji Huracana. No i silnik. Wolnossące V10 znane z wersji Performante. Motoryzacyjny cud-miód o pojemności 5,2 litra, który osiąga 640 KM przy 8000 obr./min oraz moment obrotowy 600 Nm przy 6500 obr./min. Stosunek masy do mocy 2,22 kg/KM (1422 kg masy własnej). Przyspieszenie do setki w 2,9 sekundy. Przyspieszenie do 200 km/h w 9 sekund. Prędkość maksymalna 325 km/h. To wystarczy, szybciej nie trzeba.

""

Foto: moto.rp.pl

Jazdy zmodernizowanym EVO zorganizowano na torze w Brnie. Jak to zwykle w takich przypadkach, niezależnie od marki jaka organizuje prezentację, pojawia się ekipa wyszkolonych instruktorów, która dba o to, żeby było szybko, ale i przede wszystkim bezpiecznie. Tu pojawiła się ekipa… kierowców wyścigowych, którzy na co dzień ścigają się Lamborghini. Bezpieczeństwo chłopaki mieli na końcu listy. Prędkość na pierwszym. I bardzo dobrze! Jeszcze nigdy nikt nie pozwolił na tak ekstremalną i szybką jazdę po torze, a to doświadczenie pomogło poczuć, jak ekstremalnie dobrym samochodem jest Huracan EVO. Jazdy odbywały się w małych grupach i jeden na jeden, gdy instruktor jedzie z przodu, a za nim drugi samochód. Jeśli siedzisz za kółkiem i jedziesz na ogonie profesjonalisty który nadaje tempo, czujesz się pewnie. Tu tak nie było. Przenigdy sam nie pojechałbym tak szybko, a jadąc za instruktorem i tak miałem obawy, czy uda się przejechać kolejny zakręt bez wylecenia z toru.

Czy było tak naprawdę niebezpiecznie? Nie, bo auto trzymało się asfaltu jak przyklejone. Nie było ani jednej reakcji Huracana, którą mógłbym uznać za niepożądaną czy taką, która wprowadzałaby Lamborghini w niestabilność. Mimo to mój mózg wysyłał czerwony alert uznając tempo przejazdu kolejnego zakrętu za karkołomne. Jazda po torowej tarce przy ponad 150 km/h, hamowanie przed zakrętem z prawie 300 km/h, wejście w łuk z lekkim uślizgiem przy niemal 200 km/h. I tak w kółko kilkanaście razy. Tu nie chodzi o to, żeby wytrzymał to samochód, tu chodzi o to żeby wytrzymał to kierowca. Na początku skupiasz się na tym żeby przetrwać i nie wypaść z nitki toru. Kiedy po kolejnym okrążeniu odkrywasz, że wszystko wychodzi, zaczynasz zauważać, jak precyzyjnie pracuje układ kierowniczy, jak stabilnie auto się prowadzi, znakomicie można dozować siłę hamowania czy szybko reaguje pedał gazu. No i ten dźwięk! Ryk silnika V10 pozostaje idealnym tłem do całej tej akcji. Walka o przetrwanie powoli zaczyna się przeradzać w przyjemność.

""

Foto: moto.rp.pl

Lamborghini zamontowało układ skrętnych kół tylnej osi i kontroli rozdziału momentu między 4 kołami oraz elektroniczne systemy wchodzące w skład Lamborghini Dinamica Veicolo Integrata (LDVI), obejmujące m.in. centralną jednostkę zarządzającą, która kontroluje każdy aspekt dynamiki auta, w pełni integrując działanie wszystkich układów. Ba, nawet przewiduje reakcje kierowcy oraz jego potrzeby i tak dopasowuje pracę pokładowej elektroniki i napędu, by optymalizować osiągi i dawać maksimum przyjemności z jazdy. Cztery skrętne koła przydają się szczególnie w mieście. Tam gdzie poprzednim Huracanem musicie zawracać na dwa razy nowym przejedziecie za pierwszym. Wracając do szybkiej jazdy – znany z Performante kompleksowy zestaw czujników żyroskopowych i przyspieszenia (Lamborghini Piattaforma Inerziale) umieszczonych przy środku ciężkości auta został ulepszony i zapewnia precyzyjniejsze monitorowanie przyspieszeń bocznych, wzdłużnych i wertykalnych, a także odchyleń nadwozia w czasie rzeczywistym, a przez to szybsze reakcje aktywnego zawieszenia na zmieniające się warunki jazdy. Modyfikacje wprowadzono także w układzie kontroli trakcji, który w razie potrzeby może przekazywać moment na jedno z kół o najlepszej przyczepności. Brzmi bardzo technicznie, ale działa w praktyce.

""

Foto: moto.rp.pl

Nowości we wnętrzu też są. Główną jest system multimedialny z 8,4-calowym ekranem dotykowym na konsoli środkowej, który można obsługiwać także przyciskami przy kierownicy, gestami lub głosowo. Współpracuje także z Apple CarPlay, umożliwiając sterowanie wybranymi funkcjami przez Siri. W ramach opcji dostępny jest system telemetryczny z podwójną kamerą pozwalający na rejestrowanie jazdy i analizę umiejętności kierowcy. Co równie ważne, za kierownicą siedzisz nisko, za plecami słyszysz i czujesz ryk i pracę silnika V10 i ani przez moment nie zapomnisz, że jesteś za sterami wyjątkowego, sportowego samochodu. Siedzisz w Lamborghini.

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

Modernizacja Huracana nie rozczarowuje. To wyraźny krok na przód w rozwoju tego modelu. EVO jest bardzo szybkie, bardzo dobrze wyważone, a na życzenie zaoferuje również dobry komfort jazdy. Żeby poczuć i zauważyć różnicę pomiędzy generacjami, trzeba się nim przejechać. Najlepiej po torze wyścigowym. EVO łączy w sobie możliwość ekstremalny charakter i osiągi Performante z komfortem poprzedniego, zwykłego Huracana. To Lamborghini, jakiego jeszcze nie było. EVO możesz jeździć na co dzień. To jeden z nielicznych modeli z Sant Agata, który nie będzie chciał cię pożreć na śniadanie. To Lamborghini, którego nie będziesz się bał tylko czerpał z niego przyjemność. Pełnymi garściami.

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Lamborghini Huracan.

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

Pojawienie się nowej generacji supersportowych samochodów jest pewnego rodzaju świętem. To auta, które są jak wisienki na torcie. Niby nikomu niepotrzebne, ale fajnie, że są. Stać cię na nie, czy nie, zawsze miło jest popatrzeć, posłuchać i pomarzyć. Gorzej jednak, gdy świat motoryzacji trochę prześpi czy pominie taką premierę. I tu jest pierwszy problem nowego Huracana EVO. Pojawił się po cichu, bez fanfar, hucznych zapowiedzi czy nawet zwrócenia na siebie większej uwagi. Może w tym i nie byłby nic złego, bo ma to także może mieć mieć styl i urok, ale pasuje bardziej… no powiedzmy do Astona Martina, niż do Lamborghini. Po tej włoskiej marce spodziewasz się czegoś innego. Lamborghini to posągowe, pompatyczne, wyniosłe, monumentalne wozy. Lamborghini nie da się nie zauważyć. Skąd więc ta skromność w komunikacji? Nie wiem i nawet po pierwszej jeździe tym modelem to jedno z nielicznych pytań, na które nie będę potrafił wam odpowiedzieć.

Pozostało 87% artykułu
Za Kierownicą
Podróż Rolls-Roycem Ghost po USA. Wyjątkowość miejsc i chwil
Za Kierownicą
Porsche elektrycznie. Jazda po torze e-nowościami i bicie rekordu
Za Kierownicą
Skoda Kodiaq: SUV, który potrafi wszystko
Za Kierownicą
Porsche Taycan Cross Turismo 4S: Zwykła podróż na prądzie przez pół Europy
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Za Kierownicą
Audi S8: S jak sport, siła i subtelność