fot. moto.rp.pl/Maciej Gis
Miłość … pojęcie tak abstrakcyjne, że aż każdy go pragnie. Naukowcy określają to jako reakcje chemiczną, a romantycy jako najpiękniejsze przeżycie warte każdej ceny. Prawda jest jednak taka, że każdy z nas ma inną definicję i według niej się kieruje próbując znaleźć swoją wymarzoną drugą połówkę. Podobnie jest przy wyborze samochodu – przynajmniej ja tak mam. Już od jakiegoś czasu poszukuję samochodu, który mi podpasuje pod wieloma względami, ale co ważniejsze, żeby po przejechaniu nim kilku kilometrów pojawiło się przysłowiowe „klik”, które sprawi, że mój wewnętrzy głos powie „mój Ci on”. Niestety, choć wiele aut miałem okazję poznać, to do tej pory nie było zbyt wielu, które wywołały u mnie takie odczucia, a jak się nawet pojawiały, to ich cena była tak abstrakcyjna, że strefa marzeń tylko mogła się powiększać.
Próbując oszukać siebie
Na rynku jest trochę ciekawych aut naprawdę godnych uwagi. Jednak nawet w najlepszym można doszukać się wad. Co więcej, im dłużej zapoznawałem się z samochodem, który miał potencjał, moja podświadomość poszukiwała nawet małej pierdoły, która sprawiała, że jego wybór był przekreślany. Ostatnio zacząłem się zastanawiać, dlaczego tak jest. Moje motoryzacyjne – prywatne – życie jest ściśle związane z Renault. Przez przypadek ostatnie pięć aut było tej marki. Z góry odpowiem na pytanie, nie jestem wielkim fanem tych samochodów i dostrzegam ich wady, ale dobrze się w nich czuje. Tak właśnie m.in. z Megane II, przesiadłem się do Laguny III i następnie do Laguny III Coupe. Ten ostatni kupił mnie swoją sylwetką.
fot. moto.rp.pl/Maciej Gis
CZYTAJ TAKŻE: Ford Fiesta ST: Pokaż język!