W firmie uznano także, że nie ma co się silić na stylistyczne wymysły czy dziwactwa. Jeżeli samochód ma się sprzedawać, to ma wyglądać jak samochód, ma jeździć jak samochód i ma być tak samo łatwy w obsłudze, jak jego spalinowi bracia. Takie podejście spowodowało, że pierwsza generacja kompaktowego Leafa był najlepiej sprzedającym się „elektrykiem” na świecie. Ale od czasu jego wprowadzenia minęło już 10 lat. Czas więc na nową generację.
Po prostu samochód
Pierwsze wrażenie jest na pewno pozytywne. Ostre, dynamiczne linie są kontynuacją stylu zaprezentowanego przez Nissana w nowej Micrze. Ale choć wygląd auta się oczywiście bardzo zmienił, to filozofia Lefa pozostała. Tak samo mógłby wyglądać kompakt z benzynowym silnikiem pod maską. Jest więc ładny i narysowany zgodnie z obecną modą, ale na pewno nie szokuje. Reakcje są raczej z gatunku „O, ładne” niż „O! Co to?”
Tak samo jest w środku. To po prostu kompaktowy Nissan nowej generacji. Ta sama (ładna) kierownica, taki sam ekran systemu multimediów, i – w zależności od wersji – taki sam plastik lub skórzane obszycia. Wszystko na swoim miejscu, tak, jak jesteśmy do tego przyczajeni. Z małym wyjątkiem. Nie ma obrotomierza. W końcu to samochód elektryczny, więc takie narzędzie jest w nim całkowicie zbędne. Na jego miejscu jest wyświetlacz pokazujący dane z jazdy, stopień naładowania baterii, wskazania nawigacji, pozostały zasięg czy też inne informacje, które kierowca akurat chce w danym momencie podejrzeć.
Nowa generacja Nissana Leaf / fot. Nissan
Zatem nowy Leaf wygląda jak normalny, ładny kompakt. Wewnątrz też jest normalnie. Ale czy także jeździ tak, jak normalny, porządny kompakt jeździć powinien? I tu odpowiedź brzmi – nie. Zdecydowanie nie. Jeździ lepiej. Znacznie lepiej. Sam silnik ma moc 150 koni i moment obrotowy 320 Nm. I to w zupełności wystarczy, bo kompaktowy Nissan do 100 km/h przyspiesza w 7,9 s. I to nie koniec dobrych wiadomości. Baterie umieszczono przy samej podłodze, a to oznacza niski środek ciężkości. Cała konstrukcja jest zaś wyraźnie sztywniejsza od poprzednika. Dzięki temu jazda po krętych drogach jest prawdziwą przyjemnością. Ale na mnie najlepsze wrażenie zrobił komfort resorowania. Niektóre drogi na naszej trasie testowej były ostatni raz remontowane chyba jeszcze za cara. Albo za Kajzera – w końcu to pogranicze dawnej Kongresówki i Prus Wschodnich. Nieważne. Grunt, że są dziś w stanie mocno opłakanym. Leafowi to nie przeszkadza. Przy maksymalnej dopuszczalnej poza terenem zabudowanym prędkości nie czułem absolutnie niczego. Najmniejszych nawet drgań. Jechałem tymi drogami jeszcze dzień wcześniej innym samochodem i wiem, że powinno mną niemiłosiernie trząść. A tu nic. Zupełnie nic. Pełen relaks i pełen komfort.