Volkswagen e-Crafter: Ekologia (na razie) się ceni

To największy z elektrycznych samochodów dostawczych dostępnych na polskim rynku. Jeżeli ktoś zamierza rozwozić duże ilości towarów po mieście z wyznaczonymi strefami bezemisyjnymi, nie ma wyboru – musi kupić najnowszy produkt Volkswagena. Ale to auto ma też inne zalety.

Publikacja: 17.07.2019 21:57

Volkswagen e-Crafter: Ekologia (na razie) się ceni

Foto: moto.rp.pl

Jako weteran jazdy dostawczakami pierwszy szok przeżyłem wchodząc do kabiny e-Craftera. Tak dobre wykonanie wnętrza jest czymś praktycznie niespotykanym w tej klasie. Producenci często traktują kierowców aut użytkowych jako grupę, o której wrażenia estetycznie nie trzeba specjalnie dbać. Normą są najtańsze, twarde plastiki, do tego byle jak złożone. Volkswagen ma zupełnie inną filozofię. Użyte materiały są porównywalne z porządnym kompaktem. Może nie z segmentu premium, ale z uczciwej, średniej półki. Firmowy kierowca, który dostanie taki pojazd, będzie naprawdę zadowolony.

""

fot. Krzysztof Galimski

Foto: moto.rp.pl

Duży, niemiecki dostawczak nie odstaje od osobówek również pod względem wyposażenia. Mamy tu chociażby automatyczną, dwustrefową klimatyzację, ogrzewane fotele, asystenta bocznego wiatru i zestaw multimedialny z ośmiocalowym, dotykowym ekranem. Jest też bardzo porządna kamera cofania, z czujnikami ruchu poprzecznego. To coś, czego mi często brakuje w testowanych blaszakach, które z natury rzeczy nie mają żadnej widoczności do tyłu. Tu mam ją już w standardzie i bardzo to doceniam. Nawet nie chodzi o komfort parkowania tyłem, ale o bezpieczeństwo przy wyjeździe ze skośnego miejsca na ruchliwą ulicę.

CZYTAJ TAKŻE: Fiat Ducato: Nowe silniki (w tym elektryczny) i… niższe ceny

Jadąc, przede wszystkim czuje się masę tego pojazdu. Nic dziwnego, waży o równe ćwierć tony więcej niż jego spalinowy brat. Reakcja samochodu na gaz jest trudna do opisania. Z jednej strony jest to samochód elektryczny, więc od samego początku rozwija pełnię mocy i momentu obrotowego. Z drugiej, dysponuje jedynie 136 końmi i 260 Nm. Rezultat jest taki, jakby Mariusza Pudzianowskiego obładować stu kilogramami cementu i kazać mu biegać. Pobiegnie i to nawet całkiem szybko, ale widać, że robi to z pewnym wysiłkiem. Dość dziwne uczucie, ale można się do niego szybko przyzwyczaić.

""

fot. Krzysztof Galimski

Foto: moto.rp.pl

Przyspieszenia do „setki” nie mogę podać, nie dlatego, że jest to jakaś głęboko skrywana tajemnica – maksymalna prędkość tego pojazdu została ograniczona do 94 km/h. W sumie więcej nie trzeba, bo w mieście to najwięcej, ile można legalnie osiągnąć na niektórych obwodnicach, a w trasę nikt się nie będzie e-Crafterem wybierał. Maksymalny zasięg to bowiem 150 kilometrów. Jeżeli włączy się klimatyzację, to trasa możliwej podróży na jednym ładowaniu skróci się do 135 km. Można zrozumieć założenie, które przyświecało konstruktorom. Tej klasy samochody rozwożąc towar po mieście pokonują dziennie między 50 a 100 km. Na noc wracają do bazy i można je tam podłączyć do gniazdka. Tworzenie auta z większym zasięgiem nie było więc konieczne, a przecież wiązałoby się z założeniem większej baterii. Czyli z większymi kosztami i mniejszą dopuszczalną ładownością. Twarde prawa ekonomii zadziałały tu bez litości.

CZYTAJ TAKŻE: Londyńska taksówka elektrycznym dostawczakiem

Nawet jednak dla takiego pojazdu, te 130 – 150 km, to niewielki margines bezpieczeństwa. Jest to szczególnie dokuczliwe w tych miastach, które jeszcze nie mają rozwiniętej struktury publicznie dostępnych ładowarek. W Warszawie niby pod tym względem nie jest źle, ale to teoria. Spora część z nich jest bowiem zlokalizowana na parkingach galerii handlowych. A tam Crafterem zwyczajnie nie da się wjechać, podobnie jak każdym innym pojazdem wyższym niż dwa metry. Wiem, że na większy zasięg nie ma co liczyć, ale brakuje mi mocniejszego systemu odzyskiwania energii. Tym bardziej, że akurat opory toczenia są tu idealne do wykorzystania rekuperacji.

""

fot. Krzysztof Galimski

Foto: moto.rp.pl

Ale przejdźmy do tego, co najważniejsze, czyli przestrzeni ładunkowej. Elektryczny Crafter występuje jedynie w wersji z największym rozstawem osi i z wysokim dachem. Za kabiną kierowcy mamy więc prawie 11 tys. litrów przestrzeni. Na szerokość wchodzą tam dwie europalety, a na długość – aż cztery. Dopuszczalna ładowność to nieco ponad tona. Konkretnie – tona i pięćdziesiąt kilogramów. Zatem ciężar i wielkość akumulatorów nie zmniejszyły możliwości transportowych pojazdu. W standardzie mamy dostęp albo przez tylne drzwi, albo boczne – przesuwające się tak, by otwór wejściowy miał solidną szerokość 1,3 metra. Oświetlenie zapewniają cztery LED-owe lampki. W bazowej konfiguracji otrzymujemy także uchwyty do zabezpieczenia ładunku, ale można dopłacić do bardziej wysublimowanych systemów mocowania – szyn podłogowych, bocznych, na ściance działowej oraz na łuku dachowym. Pełny zestaw oznacza wydatek 2,5 tys. zł.

CZYTAJ TAKŻE: W którym kraju jest najwięcej dopłat i ulg na samochody elektryczne?

Największym problemem dla potencjalnych chętnych jest cena. Mówimy o ponad 300 tysiącach złotych za „blaszaka”. Konkretnie, o prawie 340 tys. zł. Choć żaden inny producent nie oferuje tak dobrego wyposażenia w standardzie, to i tak koszt zakupu jest nieporównywalny do jakiegokolwiek innego pojazdu w tej klasie. Z drugiej strony, dziś nie ma na rynku innego elektryka tej wielkości (i to jeszcze produkowanego w Polsce). Jeśli więc ktoś potrzebuje dużego e- dostawczaka, to może zdecydować się na produkt Volkswagena, albo czekać, aż inni producenci pokażą coś podobnego. I nie jest powiedziane, że będzie to tańsze.

""

fot. Krzysztof Galimski

Foto: moto.rp.pl

Pozostaje więc pytanie, czy zakup e-Craftera to opłacalna inwestycja. Podstawowy furgon z dwulitrowym dieslem kosztuje nieco ponad 121 tys. zł lub 157 tys. zł za wersję z wysokim dachem. Odpowiedź jest wypadkową geografii i lokalnej polityki. Są miejscowości, w których ten pojazd zdecydowanie może się sprawdzić. W niektórych większych miastach Europy już teraz działają strefy, do których nie wolno wjeżdżać samochodem spalinowym lub można to zrobić, ale trzeba za taką ekstrawagancję zapłacić. Kolejna sprawa to funkcjonujące w wielu krajach systemy dopłat lub ulg dla posiadaczy elektrycznych pojazdów. Tam kalkulacja ekonomiczna może być dla e-Craftera całkiem korzystna.

CZYTAJ TAKŻE: Mercedes EQV: Kolejny elektryczny model ze Stuttgartu

U nas jednak o takich strefach dopiero się myśli, podobnie jak o dopłatach. Co prawda rząd planuje wprowadzić dofinansowanie w kwocie 36 tys. zł, ale przy tej cenie pojazdu nie jest to aż tak duża zachęta. To, co już obowiązuje, to wyższy niż w przypadku aut spalinowych limit odpisu przy leasingu. Ale to wciąż wątpliwa motywacja, by wydać ponaddwukrotnie więcej niż na diesla. Dziś w Polsce zakup elektrycznego Volkswagena jest więc dość ekscentrycznym wyborem. Ale za rok, dwa lub trzy może być już całkiem rozsądną koncepcją. Tyle, że zupełnie nie zależy to ani od samego producenta ani działań potencjalnego klienta. Zadecyduje to, jaką politykę będzie prowadzić rząd i samorządy. Sukces lub porażka e-Craftera w Polsce leży w ich rękach.

Volkswagen e-Crafter

Wymiary (długość, szerokość, wysokość cm)598/199/259
Rozstaw osi (cm) 364
Silnik EV
Moc136 KM (100 kW)
Maks. moment obrotowy292 Nm
Pojemność akumulatorów / Czas ładowania akumulatora wysokonapięciowego w h przy 7 kWh35,8 kWh / 5,2
Prędkość maks. (km/h) / zasięg według danych producenta94 / 150
Przyspieszenie 0-100 km/h w s.-
Pojemność przestrzeni bagażowej (l) / ładowność (kg)10,700 / 1050
cena od 338 988 zł
""

Foto: moto.rp.pl

""

Volkswagen e-Crafter.

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

www

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

Jako weteran jazdy dostawczakami pierwszy szok przeżyłem wchodząc do kabiny e-Craftera. Tak dobre wykonanie wnętrza jest czymś praktycznie niespotykanym w tej klasie. Producenci często traktują kierowców aut użytkowych jako grupę, o której wrażenia estetycznie nie trzeba specjalnie dbać. Normą są najtańsze, twarde plastiki, do tego byle jak złożone. Volkswagen ma zupełnie inną filozofię. Użyte materiały są porównywalne z porządnym kompaktem. Może nie z segmentu premium, ale z uczciwej, średniej półki. Firmowy kierowca, który dostanie taki pojazd, będzie naprawdę zadowolony.

Pozostało 92% artykułu
Za Kierownicą
Podróż Rolls-Roycem Ghost po USA. Wyjątkowość miejsc i chwil
Za Kierownicą
Porsche elektrycznie. Jazda po torze e-nowościami i bicie rekordu
Za Kierownicą
Skoda Kodiaq: SUV, który potrafi wszystko
Za Kierownicą
Porsche Taycan Cross Turismo 4S: Zwykła podróż na prądzie przez pół Europy
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Za Kierownicą
Audi S8: S jak sport, siła i subtelność