Błyski fleszy, nerwowo za kulisami, mnóstwo pięknie i stylowo ubranych ludzi. Praga tej nocy wyglądała jak plan zdjęciowy Hollywood. Kiedy na scenie pojawił się główny aktor wieczoru – Sølve Sundsbø, norweski fotograf z absolutnie światowej czołówki – sala na chwilę ucichła, a potem rozległy się brawa. Sundsbø opowiedział o tegorocznej edycji jak o projekcie zrodzonym z obsesji: natury, żywiołów, światła i emocji. Taki jest kalendarz Pirelli 2026 - żywioły i kobiety, które je ucieleśniają.
Czytaj więcej
Włoska Kimera Evo 037 to coś więcej niż restomod. To zbudowany od podstaw samochód, który ucieka...
Woda, ogień, ziemia, powietrze i eter – pięć sił, pięć archetypów
Kalendarz 2026 został zatytułowany „Elements”. To opowieść w skali epickiej, w której kobiety stają się współczesnymi boginiami. I tak np. Eva Herzigová jako Meduza, to zdjęcie o którym mówiła cała gala. Pod wodą, zanurzona niczym mitologiczna Meduza, ale nie jako potwór — jako manifest sensualności i siły. Pół-człowiek, pół-żywioł. Venus Williams – bogini ognia – sportowa ikona, otoczona płomieniami jak współczesna Westalka – kapłanka z epoki starożytnego Rzymu, strażniczki wiecznego ognia. Energia uchwycona w jednym ujęciu. Tilda Swinton – ziemia – związana z naturą, wykreowana jak dryada o geologicznej głębi, czyli nimfa drzewna z mitologii greckiej – duch opiekuńczy lasu, uosobienie natury, zakorzenienia, spokoju i harmonii z ziemią pokazana w ponadczasowej, niemal skalnej energii. Luisa Ranieri – powietrze – lekka, zawieszona, ulotna – jakby poruszała się między światami.
Gwendoline Christie, brytyjska aktorka znana m.in. z roli w "Grze o tron"
Sølve pracuje inaczej niż większość fotografów kalendarza. Zamiast naturalnych plenerów używa ogromnych, zakrzywionych ekranów LED. Zamiast klasycznych planów – projekcje krajobrazów Norfolk i Essex, manipulowane światłem i czasem. W krótkiej rozmowie m.in. powiedział mi : „Chciałem zabrać naturę do studia, zamknąć ją w ramie i dać jej nowe życie.” I dokładnie to się udało. Sundsbø zaprosił do kalendarza wyłącznie kobiety. Mimo to, nie jest to kalendarz „modelek”. To album mocy, wieku, doświadczenia, tożsamości. Plan zdjęciowy wyglądał jak połączenie hollywoodzkiej produkcji z eksperymentalnym laboratorium. Woda tryskała z sufitu. Wiatr z przemysłowych turbin podrywał suknie. W innym pomieszczeniu kręcono ujęcia w półmroku, gdzie światło wyglądało jak ogień. Wszystko było dopięte do jednej wizji: stworzyć obrazy, które nie zestarzeją się po sezonie.