Miał 94 lata i zaawansowaną chorobę Parkinsona. Zmarł w swoim domu w Kalifornii – poinformowała o tym jego córka Lia Iacocca Assad, potem specjalny komunikat wydał Fiat Chrysler Automobiles.
Lee Iacocca na prezentacji Mercedesa Maybacha 57S w Beverly Hills w październiku 2005 r. / fot. Matthew Simmons / various sources / AFP
To on rozpoczął erę wielkich showmanów – szefów firm samochodowych. Miał niebywałą charyzmę, chyba silniejszą niż zmarły rok temu prezes Fiata Chryslera Sergio Marchionne czy przebywający wciąż w tokijskim areszcie były szef Renault Nissan Alliance Carlos Ghosn. Bo Iacocca dla swoich firm był w stanie zrobić więcej niż inni. Nie tylko był w stanie wymyślić nowe produkty i wypracować zyski, ale i chętnie występował np. w reklamach samochodów produkowanych przez swoje firmy. Najsłynniejsza promuje Forda Mustanga z piosenką Franka Sinatry „Fly me to the moon”. Miał nawet ambicje kandydowania w wyborach na prezydenta USA, ale ostatecznie nigdy się na to nie zdecydował. Jego autobiografia, którą napisał po odejściu z Chryslera, była najlepiej sprzedającą się książką w USA w latach 1984-1985. A miał o czym pisać.
CZYTAJ TAKŻE: Lee Iacocca, „ojciec Forda Mustanga”, nie żyje
Jak na pierwsze emigracyjne pokolenie rodziny Iacocków zrobił wielką karierę. Skończył Lehigh University w Pensylwanii, na którym zdobył tytuł inżyniera specjalisty od organizacji produkcji, później dołożył do tego magisterkę z psychologii na Princeton. W 1946 r. zaczął pracować w Fordzie, najpierw jako inżynier, ale szybko odkrył, że wykształcenie nie zawsze pokrywa się z pasją. Odnalazł się marketingu i zaczął robić błyskawiczną karierę. Miał 36 lat, kiedy został dyrektorem generalnym Ford Motors Company. 10 lat później był już prezesem Forda.