Taką decyzję Antonio Tajani miał podjąć we wtorek późnym wieczorem. O sprawie poinformowali na Twitterze europosłowie PO i PIS, którzy właśnie za takim rozwiązaniem lobbowali: Elżbieta Łukacijewska i Danuta Jazłowiecka z PO oraz Kosma Złotowski z PiS. – Głosowanie ws. pakietu mobilności odwołane decyzją Przewodniczącego. W najbliższym czasie komisja transportu ma zająć się 1600 poprawkami złożonymi do 3 dokumentów – napisała Jazłowiecka. Teoretycznie jest jeszcze szansa na przyjęcie tego prawa na ostatniej sesji Parlamentu Europejskiego w tej kadencji, czyli w dniach od 15 do 18 kwietnia.
fot. Christophe Morin/Bloomberg
Sprawa stała się jednak na tyle skomplikowana, że raczej do tego nie dojdzie, co z punktu widzenia polskiej branży jest korzystne. Wymuszone głosowanie mogłoby bowiem doprowadzić do wprowadzenia rozwiązań osłabiających pozycję konkurencyjną naszych firm transportowych. A ta kwestia jest dla nas kluczowa, bo Polska jest potentatem na rynku, obsługuje aż 29 proc. kursów w transporcie międzynarodowym w UE. Kolejna za nią Hiszpania tylko 15 proc. Jeszcze bardziej widoczna jest nasza dominacja w kabotażu: mamy 40 proc. rynku, podczas gdy kolejna Rumunia tylko 9 proc.
Niebezpieczny precedens
Początkowo zgłoszone przez posłów poprawki zostały połączone w bloki, które scalały ze sobą kilkadziesiąt różnych zagadnień. Właśnie w formie takich bloków miały zostać poddane pod głosowanie. Chodziło o maksymalne skrócenie samego głosowania i przyjęcie pakietu podczas posiedzenia w środę. Byłby to precedens, ponieważ nigdy do tej pory głosowanie poprawek na sesji plenarnej nie odbywało się w ten sposób. Polscy europosłowie argumentowali, że poprawki zostały zgrupowane w bloki taki sposób, że nie łączą się ze sobą logicznie.
CZYTAJ TAKŻE: Kluczowe głosowanie dla polskich transportowców