Wyspiarskie państwo leży nieco ponad 500 km na zachód od wybrzeża Afryki. Składa się z 15 wysp – 10 większych i 5 małych. Zamieszkuje je ledwie 500 tys. osób, a najeżdża drugie tyle turystów. Można powiedzieć, że te wyspy to dobry, łagodny wstęp do Afryki. Lepiej jeździć tu, niż od razu rzucać się na pełnowymiarowe safari czy przejażdżkę chaotycznymi ulicami Nairobi. To bezpieczne miejsce. Jednocześnie jednak ma kilka cech, które są charakterystyczne dla kontynentu.
Przekrój marek na postoju taxi / fot. Krzysztof Galimski
Ruch w skali mikro
Pomiędzy największymi miastami są całkiem niezłe drogi, wyasfaltowane, czasem nawet dwupasmowe i przedzielone pasem zieleni. Ilość dziur nie przekracza naszych norm. Jeżeli przemieszczamy się wyłącznie na trasie Lotnisko – Miasto A – Miasto B, to możemy to robić w całkowitym komforcie. Oznakowania są czytelne, a wszechobecne ronda też przecież nie powinny sprawiać problemów. Zgubić się właściwie nie sposób. Jazda „po trasie” na Zielonym Przylądku to jedno z bardziej relaksujących doświadczeń dla kierowcy. Ruch jest mały, ale trudno się dziwić – tu „duże miasto” ma nieco ponad tysiąc mieszkańców.
Drogi pomiędzy miastami są w niezłym stanie. A przede wszystkim są puste / fot. Krzysztof Galimski
Co innego w samych miastach. Te dzielą się na dwa rodzaje – „dla turystów” i „dla autochtonów”. Pierwsze to tak właściwie tylko ciągi hoteli zgromadzonych w jednym miejscu i dla przyzwoitości nazwanych miastem. Wszystko nowe, uporządkowane i nudne. O podróżowaniu przez takie miejscowości nie ma nawet co pisać. Proste, dobre i nowe drogi o niewielkim ruchu i normalnie działającym w nocy oświetleniu. Nuda.