Emiracka jazda

Wiecie, czym jest nuda? Ja już wiem. To wieczorna podróż z lotniska w Dubaju do Abu Dhabi – stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

Publikacja: 08.07.2018 12:02

Emiracka jazda

Foto: Fot. AdobeStock

Równe sto kilometrów po prawie pustej autostradzie, która ma po osiem pasów w każdą stronę. Czasem rozszerza się do dziesięciu, czasem zwęża do siedmiu, a nawet sześciu. Żadnego zakrętu. Za to dokładnie co kilometr stoi fotoradar, który bezlitośnie wymusza przestrzeganie obowiązującego ograniczenia do 120 km/h.

""

Trasa Sheikh Zayed w Dubaju / fot. AdobeStock

moto.rp.pl

Przepisy dotyczące wysokości nakładach na kierowców kar zmieniają się w Emiratach co kilka miesięcy – w zależności od widzimisię włodarzy. W końcu mówimy o kraju, który jest monarchią absolutną. Na początku tego roku najwyższe mandaty za przekroczenie prędkości wynosiły w przeliczeniu ok. 700 zł. Nieco więcej niż u nas, ale i tak nie jest najgorzej. Chyba, że zlekceważy się ostrzeżenia o drogowych foto-pułapkach i złapie się kilkanaście zdjęć podczas jednej jazdy. Oczywiście w momencie, w którym czytacie ten tekst, może już być zupełnie inaczej. Czasem wysokości kar podskakują gwałtownie do kilku tysięcy złotych. Czasem dochodzi do tego tymczasowa konfiskata samochodu lub… areszt.

Mandat to mandat

Oprócz wysokości mandatów, zasady ruchu drogowego w ZEA są proste, logiczne i co najważniejsze – przestrzegane. Nie ma co nawet próbować unikać zapłacenia nałożonych przez władze kar. Każdy pojazd ma swoje konto, do którego automatycznie zapisywane są wszystkie wykryte wykroczenia. Odpowiednie organy działają sprawnie i cała biurokratyczna procedura będzie już z całą pewnością zakończona, gdy – świadomi lub nieświadomi własnych błędów – będziemy chcieli niepostrzeżenie oddać samochód w wypożyczalni. Nie ma co liczyć na szczęście czy wyrozumiałość urzędników. Nie masz czym zapłacić? Zapraszamy do celi!

""

fot. AdobeStock

moto.rp.pl

Emiraty to specyficzny kraj. W zależności od regionu samych obywateli jest zaledwie 15 – 20 procent. Reszta mieszkańców to tymczasowi rezydenci, którzy przyjechali na kontrakty do pracy. Po drogach poruszają się więc ludzie z wszelkich krajów świata, o różnych przyzwyczajeniach i po różnych szkołach jazdy. Ale wszystko działa wręcz idealnie. Może oprócz kierunkowskazów. Miejscowi uważają ten wynalazek za zbędny w ich życiu, choć zdarzają się chwalebne wyjątki.

""

Trasa w górach Jabel Hafeet / fot. AdobeStock

moto.rp.pl

Jedyne, na co należy uważać, to samochody z rejestracją „KSA”, czyli „Kingdom of Saudi Arabia. Gdy saudyjskie książątka wyrywają się na wolność do tak liberalnego kraju, jakim są Emiraty, czują się nieco zdezorientowane w nowym otoczeniu. Na drogach niestety też. W tym opisie nie ma najmniejszej przesady czy ironii. Saudyjska dynastia panująca jest tak rozgałęziona, że szansa na spotkanie za granicą obywatela tego kraju, w którym NIE płynie królewska krew, jest bardzo niska. A stwierdzenie, że Emiraty są liberalne? Są. Jak inaczej nazwać kraj, w którym liczba prostytutek na mieszkańca jest wyższa niż w Amsterdamie?

Effendi! Którędy od oazy?

Poruszanie się po kraju nie sprawi problemów nawet najbardziej zagubionym w czasie i przestrzeni. Emiraty to kilku miast, połączonych autostradami. Wszystkie drogi są doskonale oznaczone, z napisami zarówno po arabsku, jak i po angielsku. Dotyczy to nawet dróg lokalnych o szerokości marnych trzech pasów w każdą stronę. Nawet bez nawigacji trudno się więc zgubić. Za to już po dojechaniu do którejś z metropolii dobra mapa lub GPS mogą się bardzo przydać. Rozległość takich miejsc, jak Dubaj czy Abu-Dabi, jest dla człowieka wychowanego w ciasnej Europie prawdziwym szokiem. Tu ziemia ma niewielką wartość. W końcu to tylko pustynia.

CZYTAJ TAKŻE: Gruzińska jazda

Buduje się więc z prawdziwym rozmachem. Do tego dochodzi brak tego, co nazywamy centrum miasta. W pewnym momencie kończą się piaszczyste wydmy i zaczynają się wieżowce. Następnie – osiedle domków, galeria handlowa, kolejne wieżowce, magazyny, hotel i znów kilkanaście wieżowców. Wszystko bez jakiegokolwiek ogólnego planu. Dlatego odnalezienie konkretnego punktu może być nieco utrudnione.

""

Skrzyżowanie trasy Sheikh Zayed w Dubaju / fot. AdobeStock

moto.rp.pl

Mechaniczne wielbłądy

W powszechnej świadomości drogi Emiratów są zapełnione najnowszymi konstrukcjami takich producentów, jak Bugatti, Ferrari, Lamborghini czy Rols-Royce. Tam przecież nawet policja porusza się samochodami tych marek. To prawda, ale nie cała. To niewielka część całego motoryzacyjnego krajobrazu. Owszem, egzotyczne maszyny można tam spotkać, ale wcale nie częściej niż modnych centrach europejskich miast. Jest faktem, że sami Arabowie zarabiają bardzo dobrze – zasiłek dla bezrobotnego wynosi w przeliczeniu 18 tys. zł. Pensje zaczynają się od jakiś 40 tys. zł. Ale to dla obywateli. A tych jest bardzo mało. Zdecydowana większość mieszkańców o takim poziomie zamożności może tylko sobie pomarzyć. Może i są dobrze wynagradzani, ale nie aż tak, by kupić sobie auto warte setki tysięcy złotych.

""

fot. Krzysztof Galimski

moto.rp.pl

Jakie samochody poruszają się po ulicach? Jeżeli prywatne – to przede wszystkim białe. I jeszcze budyniowe taksówki. Pozostałe kolory są w zdecydowanej mniejszości. Obywatele zwykle poruszają się wielkimi, rasowymi, japońskimi terenówkami. SUV-y i crossovery nie przyjęły się tu specjalnie. Pozostali najczęściej wybierają sedany klasy średniej. I też zwykle o dalekowschodniej proweniencji. Europejskie samochody występują zwykle w wersjach sportowych lub jako duże limuzyny – dla mieszkańców ZEA są najczęściej symbolem statusu. Obrazu dopełniają potężne, amerykańskie muscle cary oraz pickupy. Te ostanie, jako typowo użytkowe samochody są trzymane dłużej niż kilka lat. Zwykle jednak na drogach widzi się najnowsze konstrukcje.

""

moto.rp.pl

Trzeba dodać, że samochód ma praktycznie każdy i wykorzystuje go do poruszania się na nawet najkrótszych dystansach. Z bardzo prostego powodu – to nie jest kraj dla pieszych. Przy projektowaniu miast całkowicie pominięto potrzeby ludzi, którzy chcieliby je pokonywać na własnych nogach. Najgorzej jest w Dubaju, gdzie często nie da się przejść na drugą stronę jezdni. Pasy? Brak. Kładki? Brak. To może tunel? Nie tunelu też nie przewidziano. Przebiec przez jezdnię i liczyć na szczęście? Teoretycznie można. Czy już wspominałem, że drogi w środku miasta też potrafią liczyć po osiem pasów w każdą stronę?

""

Tablice kierunkowe na głównych drogach są dwujęzyczne / fot. AdobeStock

moto.rp.pl

Za to w Dubaju jest metro. Mniej więcej wielkości tego, co w Warszawie. Służy głównie do dowożenia najniżej opłacanych pracowników ze znajdującego się na granicy miasta dworca autobusowego do pozostałych części miasta. Ma też tę zaletę, że jego tunelami można czasem przejść na druga stronę jezdni. A rowerzyści? Rowerzystów też nie ma. Ta moda też się nie przyjęła. W końcu po to są samochody, nowe drogi i tanie paliwo, żeby korzystać.

Co brać?

Na lotniskach i w miastach znajdziemy biura wszystkich dużych sieci wypożyczalni samochodowych. Ze względu na to, że Emiraty są wciąż bardzo popularne wśród zamożnych turystów, a samochód to jedyna sensowna metoda przemieszczania się po kraju, warto zarezerwować pojazd z przynajmniej miesięcznym wyprzedzeniem. W ofertach jest pełen przegląd modeli i marek. Co się wiec najlepiej sprawdzi?

CZYTAJ TAKŻE: Hinduska jazda

To zależy od pytania, czy w planach mamy podróż po piaskach i bezdrożach. Jeżeli tak, to sprawa jest jasna. Toyota Land Cruser, Nissan Patrol albo Mitsubishi Pajero – w zależności od tego, która konstrukcja jest dostępna w wybranej wypożyczalni. Każdy z nich będzie się nadawał. Choć – ze względów bezpieczeństwa – na taką wyprawę trzeba wyruszać w minimum w dwa pojazdy, i to najlepiej z lokalnym przewodnikiem.

""

fot. AdobeStock

moto.rp.pl

Jeżeli to rajd po miastach, najlepiej będzie wypożyczyć któregoś z sedanów średniej klasy, przeznaczonych na rynek amerykański. Toyota Camry czy Nissan Altima to rozsądne samochody. Wygodne i miękko zawieszone, dobrze będą się nadawać do pokonywania długich i prostych jak strzała dróg pomiędzy arabskimi miastami. Jednocześnie nie kuszą aż tak, by mocniej przycisnąć gaz. A fotoradar co kilometr…

Równe sto kilometrów po prawie pustej autostradzie, która ma po osiem pasów w każdą stronę. Czasem rozszerza się do dziesięciu, czasem zwęża do siedmiu, a nawet sześciu. Żadnego zakrętu. Za to dokładnie co kilometr stoi fotoradar, który bezlitośnie wymusza przestrzeganie obowiązującego ograniczenia do 120 km/h.

Przepisy dotyczące wysokości nakładach na kierowców kar zmieniają się w Emiratach co kilka miesięcy – w zależności od widzimisię włodarzy. W końcu mówimy o kraju, który jest monarchią absolutną. Na początku tego roku najwyższe mandaty za przekroczenie prędkości wynosiły w przeliczeniu ok. 700 zł. Nieco więcej niż u nas, ale i tak nie jest najgorzej. Chyba, że zlekceważy się ostrzeżenia o drogowych foto-pułapkach i złapie się kilkanaście zdjęć podczas jednej jazdy. Oczywiście w momencie, w którym czytacie ten tekst, może już być zupełnie inaczej. Czasem wysokości kar podskakują gwałtownie do kilku tysięcy złotych. Czasem dochodzi do tego tymczasowa konfiskata samochodu lub… areszt.

Pozostało 87% artykułu
Parking
Naszpikowane technologiami Volkswageny na wyciągnięcie ręki w niezwykłym finansowaniu
Parking
Opel Roks-e: Tylko do miasta
Parking
Nowa Kia Sportage zaprojektowana specjalnie dla Europy
Parking
Lexus RX 450h: Suma dobrych cech
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Parking
Chińska droga do taniej elektromobilności