Hybrydowy wóz konny miał być remedium na kontrowersje wokół tradycyjnych wozów wożących turystów do Morskiego Oka. Zasada jego działania jest prosta. Silnik elektryczny wspomaga konie podczas jazdy pod górę. W czasie jazdy w dół akumulatory są ładowane i można odzyskać nawet 95 proc. energii. Taki wóz jest też cięższy od klasycznego o około 500 kg i jest też dłuższy z uwagi na akumulatory i system przekładni.
Po testach tego innowacyjnego wozu na jednej z popularniejszych górskich tras (do Morskiego Oka), okazało się, że problemem są akumulatory i skomplikowana obsługa wspomagania elektrycznego, która wymaga stałego monitoringu i ustawiania napędu. - Woźnica nie może się zajmować powożeniem i nastawianiem tego sprzętu jednocześnie - wskazał Zbigniew Kowalski z Tatrzańskiego Parku Narodowego w rozmowie z PAP. Dodał również, że rozpoznany został problem, natomiast nie ma decyzji co do dalszych działań. - Czekamy na odpowiedź producenta wozu, co do dalszych propozycji udoskonalenia tego prototypu – dodał pracownik Tatrzańskiego parku.
Czytaj więcej
W teście zasięgu EcoBest Challenge 2023 w realnym ruchu spośród 14 modeli tylko Tesla i Hyundai pokonały ponad 500 km na jednym ładowaniu. EcoBest Challenge bada rzeczywiste zużycie energii samochodów elektrycznych podczas jazdy drogami publicznymi.
Okazało się, że dla sprawnej obsługi całego osprzętu, na wozie powinna być dodatkowa osoba, dedykowana temu zadaniu. Musiałaby na bieżąco kontrolować pracę wspomagania i monitorować parametry tak, aby nie dochodziło do szybkiego rozładowania akumulatora. - Nie da się raz ustawić parametrów wspomagania i jechać, ponieważ trasa ma odcinki wypłaszczone i bardziej strome, gdzie wspomaganie powinno być większe – wyjaśnia Kowalski. Kolejną bolączką wozu hybrydowego są żelowe akumulatory. W pełni naładowane baterie zaczęły się szybko rozładowywać przy dużym obciążeniu. Testujący musieli zredukować do minimum wspomaganie, aby udało się dojechać do końca trasy. Nie było natomiast problemu z ładowaniem, podczas jazdy w dół.
- Na razie wstrzymujemy dalsze testy i musimy się zastanowić, co dalej. Czy trzeba będzie wymyślać zupełnie nowe rozwiązanie. Być może będziemy zastanawiali się nad dalszą modyfikacją. Na pewno nie będziemy zamawiali nowych wozów – dodał Zbigniew Kowalski. Jest to już drugie fiasko Tatrzańskiego Parku Narodowego dotyczące wozu hybrydowego. Pierwszy został skonstruowany na zlecenie TPN w 2016 r. Nowy w stosunku do pierwszego, ma inne rozwiązania, część podzespołów została sprowadzona z Wielkiej Brytanii oraz Włoch. Zmienił się system przekazywania energii, który w tym wozie jest bardziej płynny. Cały układ został umieszczony pod pojazdem. Jego koszt wynosił 120 tys. zł. TPN postanowił testować takie rozwiązania po protestach obrońców zwierząt w 2015 roku, którzy domagali się całkowitego usunięcia transportu konnego ze szlaku do Morskiego Oka, gdzie w sezonie pracuje około 300 koni.