Jak podała brukselska organizacja Transport & Environment (T&E), chińscy producenci coraz szybciej powiększają swój udział w całkowitej sprzedaży „elektryków” na rynkach europejskich, który w tym roku sięgnął już 5 proc. Z nowego badania T&E dotyczącego rynkowych trendów wynika, że napływ chińskich samochodów elektrycznych będzie rósł, a już za trzy lata ich europejska sprzedaż może sięgnąć od 9 do nawet 18 proc. wszystkich samochodów z napędem w pełni elektrycznym trafiających do klientów na kontynencie. T&E wręcz ostrzega, że jeśli koncerny motoryzacyjne w UE nie zwiększą podaży e-aut, azjatycka konkurencja przejmie większość masowego rynku w Europie. Już w tym roku pojawiły się pierwsze sygnały takiego scenariusza. Udział sprzedaży aut bateryjnych (całkowicie elektrycznych) w Europie w łącznej liczbie sprzedawanych nowych samochodów spadł do 11 proc. w pierwszej połowie 2022 r. z 13 proc. w drugiej połowie ubiegłego roku. Zarazem wydłużył się czas oczekiwania na e-auto zamawiane do produkcji. Tymczasem w Chinach ich udział w całkowitej sprzedaży w pierwszych sześciu miesiącach tego roku wzrósł do prawie 18 proc., natomiast w USA zwiększył się o połowę.
Czytaj więcej
Seres to chińska marka produkująca elektryczne auta z główną siedzibą w... Santa Clara w Kalifornii. Importem na polski rynek zajmie się litewska spółka Busnex.
Według Julii Poliscanovej, starszego dyrektora w T&E, produkcja w europejskich fabrykach zwolniła akurat w czasie, gdy chińscy i amerykańscy producenci przyspieszyli wprowadzanie na rynek coraz to nowych modeli. - Jeśli Europa chce utrzymać konkurencyjność swojego przemysłu samochodowego, UE musi wprowadzić politykę, która dorówna wsparciu Chińczyków i Amerykanów dla pojazdów elektrycznych – stwierdza Poliscanova. Może być z tym problem, bo w krajach UE stosujących dopłaty do sprzedaży e-aut coraz częściej mówi się o likwidacji lub ograniczeniu tego rodzaju wsparcia. Przykładem są Niemcy, gdzie już w końcu tego roku miałyby wygasnąć subsydia dla hybryd plug-in, a także Wielka Brytania, która wycofała je w 2018 r.
Chińczycy chcą zalać Europe nie tylko elektrycznymi samochodami osobowymi, ale także autobusami. Może im się to udać, bo popyt na elektrobusy jest wysoki, tymczasem europejscy producenci, jak np. MAN, Solaris czy Mercedes każą czekać na realizacje zamówienia przeszło rok. To staje się problemem dla polskich samorządów, które mają niewiele czasu pomiędzy rozstrzygnięciem przyznania dotacji na zakup elektrobusów w programie Zielony Transport Publiczny, a terminem rozliczenia wydatków: – Producenci z Chin przy tak dużym poziomie produkcji są w stanie realizować zamówienie na autobus np. w ciągu pół roku – mówi Marcin Żabicki, dyrektor Izby Gospodarczej Komunikacji Miejskiej. W polskich miastach chińskie elektrobusy już są: m.in. w Polkowicach jeżdżą pojazdy firmy Yutong Bus, 20 takich e-busów zamówił Białystok, kupiły je także Giżycko i Lidzbark Warmiński.
Na polskim rynku oferowane są już także chińskie elektryczne samochody osobowe, choć na razie oferta jest niewielka. To m.in. crossover Seres 3, którego cena katalogowa wynosi 187 500 zł czy Skywell typu SUV kosztujący 219,9 tys. zł. Chińskie e-samochody dostępne są także w opcjach finansowania dla firm. Przykładowo Series E3 w ofercie na 60 miesięcy z przebiegiem do 15 tys. km rocznie kosztuje w długoterminowym wynajmie 1779 zł netto miesięcznie, natomiast SUV Skywell ET5 (wymiary zbliżone do Skody Kodiaq) 2409 zł netto. U tego samego operatora elektryczna Tesla 3 oferowana jest za 2439 zł netto, Mercedes EQA za 2609 zł, a Ford Mustang Mach-E za 2569 zł netto miesięcznie. Według platformy sprzedażowej Carsmile, w 3-letnim najmie z ubezpieczeniem, serwisowaniem i oponami, za Skywella ET5 trzeba zapłacić nieco ponad 3,1 tys. zł netto miesięcznie, a za Series 3 niespełna 2,5 tys. zł netto miesięcznie, o 100 zł mniej niż za Peugeota e-2008 GT.