Suzuki Katana: Japoński miecz

Na rynku motocykli trwa moda na powroty do przeszłości. Marki szukają inspiracji w swoich kultowych modelach sprzed lat i odświeżają je na miarę współczesności. Z tego nurtu wywodzi się też nowa Katana. Czy to udana podróż w czasie?

Publikacja: 13.08.2019 08:49

Suzuki Katana: Japoński miecz

Foto: fot. Suzuki

Najbardziej charakterystycznym elementem designu tegomodelu jest niewątpliwie przednia, prostokątna lampa. Rzucała się w oczy 40 lat temu i rzuca się w nie również teraz. Moje pierwsze skojarzenie, gdy oglądałem ten motocykl od frontu to… sum. Lampa przypomina mi szeroką paszczę, a otaczające ją ostro zakończone elementy obudowy są niczym wąsy. Ten oryginalny przód zgrabnie uzupełnia niewielka owiewka oraz obudowa baku. Na tej ostatniej widać ostre wcięcia, które nawiązują zdaje się do cięć mieczem. Wszak „katana” w jęzku japońskim to właśnie miecz. Nie da się ukryć, że ten model to istny przecinak. Zamontowano w nim kultowy, litrowy silnik znany z modelu GSX-R1000 K5. W Katanie trochę go wyżyłowano – liczba koni mechanicznych skoczyła do 150 KM, a maksymalny moment obrotowy do 108 Nm. Tak powstał mały demon, który w segmencie street jest najsilniejszą propozycją Suzuki.

""

fot. Piotr Zając

moto.rp.pl

Cięcie czasu

Katanę udostępnił mi otwarty w tym roku salon Suzuki na Puławskiej 403A w Warszawie. Szybkie formalności i mogłem delektować się dźwiękiem kultowego litra. Tego pomruku nie da się opisać, to trzeba usłyszeć. Moim zdaniem jest tak dosadny, że zbędne jest montowanie tutaj jakiegokolwiek, akcesoryjnego wydechu. Lekki ruch manetką gazu i już słychać, że jesteśmy w okolicy. Zacząłem od sprawdzenia,czy faktycznie, jak podaje Suzuki, „Katana tnie przez miasto”. Jak na japoński koncern przystało – motocykl jest bardzo dobrze wyważony, co wraz z minimalistyczną obudową sprawia, że ma się wrażenie, jakby podróżowało się na samym silniku z dwoma kołami i kierownicą. A że jest to potężny piec, to wystarczy chwila nieuwagi i motocykl może uciec, zostawiając kierowcę na światłach.

""

fot. Piotr Zając

moto.rp.pl

Jest tu jednak trójstopniowa kontrola trakcji (zopcjącałkowitego wyłączenia), więc możemy sobie pomóc w ujarzmieniu tej potężnej mocy. Na trybie najbardziej wrażliwym, czyli na trójce, nie miałem poczucia, że przód motocykla chce odlecieć. Dozowanie siły było w sam raz i mogłem spokojnie przeciskać się w korkach, by potem lekko odkręcić rolkę i zostawić wszystkich w tyle. O ile jazda na wprost między samochodami nie stanowi problemu, bo motocykl jest łatwy w prowadzeniu, to wszystko się zmienia, gdy trzeba między autami przecisnąć się z jednego pasa na drugi. Tutaj potrzeba odpowiedniego promienia skrętu kierownicy, którego w Katanie po prostu brakuje. Jeśli źle wymierzymy, to albo czeka nas korekta toru jazdy albo uzbrojenie się w cierpliwość. Z tym slalomem między autami trzeba więc uważać, zwłaszcza na etapie oswajania się z maszyną.

CZYTAJ TAKŻE: Dwa kółka Suzuki: od luksusowego skutera do sportowych maszyn

Jeśli chodzi o komfort poruszania się po mieście, to moja opinia jest podobna, jak w przypadku GSX-S1000 F. Zwracałem wtedy uwagę na dwie kluczowe kwestie. Po pierwsze motocykl ma takie osiągi, że w ruchu ulicznym trudno jeefektywnie wykorzystać. To tak, jakby lotnisko w Radomiu kupiło Airbusa, by latać nim do Warszawy. Po drugie – piec dość szybko się grzeje, co jest mało przyjemne. Zwłaszcza latem, gdy temperatura powietrza jest często tak wysoka, że już sama odbiera nam ochotę na jazdę motocyklem. Podsumowując więc temat jazdy po mieście – to co Katana faktycznie tnie w zurbanizowanym krajobrazie, to czas przejazdu od świateł do świateł.

""

fot. Suzuki

moto.rp.pl

Turystyka na niskich prędkościach

Jazda miejska mnie męczyła, więc przy najbliższej okazji zabrałem maszynę na spacer. Kierunek Lublin, czyli dystans około 150 km. Częściowo to droga ekspresowa, częściowo nie, a na niektórych odcinkach po prostu plac budowy. Była to więc dobra okazja, by sprawdzić Katanę w trasie z niespodziankami. Na szybkich odcinkach, gdzie dozwolona prędkość wynosi 120 km/h, wcale nie chciało mi się tak pędzić. Brak owiewki i skromna obudowa przedniej lampy sprawiają, że cały pęd powietrza zbierałem na siebie. Przy wyższych prędkościach głowa chodziła mi na wszystkie strony, jak u samochodowego pieska-maskotki na tylnej półce. Nic przyjemnego.

""

fot. Piotr Zając

moto.rp.pl

Można się wprawdzie położyć na baku i spróbować schować za tą mikro osłoną na wyświetlacz, ale nie oszukujmy się – to nie jest pozycja turystyczna i długo się tak nie wytrzyma. Powiedziałbym więc, że do 110 km/h podróżuje się Kataną komfortowo. Wyższe prędkości oznaczają, że będziemy się siłować z oporami powietrza. Pod tym względem model ten przegrywa więc z GSX-S1000 F, który wyposażony w wysoką, przednią szybę pozwala bez problemów latać ze znacznie wyższymi prędkościami. Poza tym, pozycja na Katanie też daleka jest od turystycznej. Kierownica jest wprwadzie szeroka, ale podnóżki lekko cofnięte. To wymusza pochylenie do przodu, implikując konieczność podjęcia pewnego wysiłku, by przyjąć tutaj wygodną, wyprostowaną pozycję. Po dłuższym dystansie ten wysiłek będzie dawał o sobie znać…

CZYTAJ TAKŻE: BMW G310 R: Miejski wariat na każdą kieszeń

Dodatkowo zaskakuje pojemność baku. Mieści on zaledwie 12 l paliwa. Zatankowany pod korek pokazywał mi zasięg 180 km. Wygląda więc na to, że producent zamontował tak mały zbiornik, bo nie zakładał, że kierowca Katany odnajdzie w sobie duszę turysty. Ja nie odnalazłem, więc ta mała pojemność w niczym mi nie przeszkadzała. A jeśli już ktoś wybierze się na nieco dalsze wojaże, to nie widzę nic złego, żeby co 150 km robić sobie przerwę na odpoczynek, przy okazji tankując maszynę.

""

fot. Piotr Zając

moto.rp.pl

Sportowe zacięcie

Skoro ani miasto, ani dalsze trasy nie są temu motocyklowi przeznaczone, to co w takim razie? Zakręty. To na winklach ta maszyna czuje się, jak lis w kurniku. Wspomniana lekko pochylona do przodu pozycja, twarde zawieszenie (z opcją pełnej regulacji i z przodu,i z tyłu), a także zamontowane opony Dunlop Roadsmart II to idealny zestaw do poruszania się po krętych drogach. Motocykl bardzo chętnie się pochyla, a elastyczny piec pozwala płynnie przyśpieszać na wyjściach z zakrętów. Miałem okazję to sprawdzić na zjazdach z ekspresówki, zwanych potocznie ślimakami. Zacieśniające się zawijasy to dla tej maszyny żadne wyzwanie. Łapanie większego pochylania od tego, które akceptuje ludzki mózg, to pestka. Szeroka, tylna guma bardzo dobrze trzyma się nawierzchni nawet wtedy, gdy przed chwilą padał deszcz. O hamowanie też nie ma się co martwić, bo nie dość, że z przodu mamy zaciski Brembo, to cały układ wyposażony jest w ABS. Nie miałem czasu, by zabrać tę maszynę na tor, ale jestem przekonany, że właśnie tam dawałaby największą frajdę z jazdy. Bo Katana to w mojej opinii bardziej szosowy niż miejski przecinak. To kręte, dobrej jakości drogi są jego naturalnym środowiskiem, i to w takich warunkach będziemy mogli najbardziej cieszyć się osiągami i konstrukcją.

""

fot. Suzuki

moto.rp.pl

Mam wrażenie, że potegorocznym debiucie Katany świat podzielił się na dwie grupy ludzi: tych, którym ten motocykl się podoba i tych,którzy mają zdanie odmienne. Tak czy inaczej testowany motocykl przyciąga wzrok i porusza zmysły. Jego wygląd jest po prostu oryginalny. Jeśli więc ktoś lubi na sobie skupiać uwagę, to z tą propozycję Suzuki dostaje to w pakiecierazem zmaszyną, która uwielbia kręte, asfaltowe ścieżki, a rasowy jeździecmoże się nią ścigać na torze. Bo w miejskiej dżungli jest dla niej za ciasno, a w turystyce zbyt wietrznie.

CZYTAJ TAKŻE: Nowa Katana już w Polsce

Powiedziałbym, że ten powrót do przeszłości udał się połowicznie. Dlaczego? Bo za 5000 zł więcej dostaniecie od Suzuki GSX-R, czyli maszynę typowo sportową, a za 8500 zł mniej GSX-S, czyli typowego golasa. Oba egzemplarze wyposażone w ten sam, co Katana silnik. W tym kontekście dziwi mnie, że producent tak mocno poszerza segment litrów. Zwłaszcza, że nie jest to, przynajmniej na naszym rynku, najpopularniejsza pojemność wśród fanów jednośladów. Zgodnie z danymi PZPM za 2018 r. segment motocykli powyżej 750 ccm miał 9,7 proc. rynku. Z kolei 125-ki, choć zanotowały spadek w ujęciu r/r, to wciąż miały udział sięgający 48,2 proc. Może więc warto zastanowić się, czy nie lepiej odświeżyć jeden z kultowych, mniejszych modeli? A ich w ofercie Suzuki nie brakowało. Wystarczy wspomnieć o Van Vanie czy GN125…

Najbardziej charakterystycznym elementem designu tegomodelu jest niewątpliwie przednia, prostokątna lampa. Rzucała się w oczy 40 lat temu i rzuca się w nie również teraz. Moje pierwsze skojarzenie, gdy oglądałem ten motocykl od frontu to… sum. Lampa przypomina mi szeroką paszczę, a otaczające ją ostro zakończone elementy obudowy są niczym wąsy. Ten oryginalny przód zgrabnie uzupełnia niewielka owiewka oraz obudowa baku. Na tej ostatniej widać ostre wcięcia, które nawiązują zdaje się do cięć mieczem. Wszak „katana” w jęzku japońskim to właśnie miecz. Nie da się ukryć, że ten model to istny przecinak. Zamontowano w nim kultowy, litrowy silnik znany z modelu GSX-R1000 K5. W Katanie trochę go wyżyłowano – liczba koni mechanicznych skoczyła do 150 KM, a maksymalny moment obrotowy do 108 Nm. Tak powstał mały demon, który w segmencie street jest najsilniejszą propozycją Suzuki.

Pozostało 90% artykułu
Dwa Kółka
To jest chyba najdziwniejszy pojazd BMW. Coś między skuterem a motocyklem
Dwa Kółka
Ten motocykl zbudowano w Rzeszowie. Wygrał na największym festiwalu motocyklowym
Dwa Kółka
Skąd i jakie motocykle sprowadzają Polacy?
Dwa Kółka
Suzuki Hayabusa obchodzi swoje 25-lecie. Specjalna wersja na urodziny
Dwa Kółka
Co dziesiąty rower wyprodukowany w Europie powstał w Polsce