Umowa handlowa pomiędzy Unią Europejską a Wielką Brytanią, ratuje europejski przemysł motoryzacyjny. Podpisane tuż przed świętami porozumienie pozwala uniknąć katastrofalnych skutków tzw. bezumownego brexitu.
– Nie ma innej branży, która byłaby ściślej powiązana niż europejski przemysł motoryzacyjny, ze złożonymi łańcuchami dostaw rozciągającymi się w całym regionie – powiedział Eric-Mark Huitema, dyrektor generalny stowarzyszenia europejskich producentów pojazdów ACEA. Szacuje się, że każdego roku pomiędzy UE a Wielką Brytanią handluje się prawie 3 milionami pojazdów silnikowych o wartości 54 miliardów euro. Do tego dochodzi handel częściami samochodowymi dostarczanymi poprzez kanał La Manche wart blisko 14 miliardów euro. Brak porozumienia byłby druzgocący zarówno dla producentów brytyjskich jak i fabryk zlokalizowanych na kontynencie. jego podpisanie pozwoli na wolny od taryf i kontyngentów handel towarami po 31 grudnia. Zapewni także płynne dostawy części wykorzystywanych do budowy pojazdów: do jednego samochodu potrzeba ich około 30 tysięcy.
CZYTAJ TAKŻE: Nie będzie porozumienia w sprawie brexitu, nie będzie Qashqaia
Nie wszystko jednak zostało do końca wyjaśnione. ACEA zastrzegła, że nie może dokonać pełnej oceny skutków transakcji, dopóki wszystkie szczegóły techniczne nie zostaną podane do wiadomości publicznej. Dopiero na tym etapie będzie jasne, czy umowa w pełni odzwierciedla interesy producentów samochodów w UE i poddostawców. – Na handel towarami będą wpływać nowe procedury celne wprowadzone od 1 stycznia – powiedział Huitema. Jednak według serwisu Automotive News Europe, kończy się okres niepewności dla producentów samochodów. Przypomnijmy, że kiedy Wielka Brytania głosowała za opuszczeniem UE w 2016 r., Nissan, Toyota i Honda, które łącznie produkują prawie połowę samochodów wyjeżdżających z brytyjskich fabryk, zapowiedziały opuszczenie tego kraju w razie bezumownego brexitu. Ich działalność na Wyspach Brytyjskich stałaby się nieopłacalna.
CZYTAJ TAKŻE: Brexit zatrzymuje produkcję Hondy Civic
Bez umowy handel pomiędzy UE a Wielka Brytanią zostałby obłożony cłami. Pojawiłyby się 10-procenowe stawki celne na samochody osobowe i jeszcze wyższe, sięgające 22 proc. cła na samochody dostawcze i ciężarowe. Efektem byłby wzrost kosztów produkcji przekładający się na wzrost cen samochodów. To z kolei oznaczałoby spadek popytu i jeszcze większe kłopoty branży, która ma już potężne problemy z powodu pandemii koronawirusa. Według szacunków organizacji zrzeszających producentów motoryzacyjnych, kosztowałoby to europejski sektor motoryzacyjny około 110 miliardów euro w postaci utraconych przychodów z handlu w ciągu następnych pięciu lat. Wzrosłoby także ryzyko redukcji zatrudnienia w sektorze, który zatrudnia miliony pracowników.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętę digitalizację, fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami "Regulaminu korzystania z artykułów prasowych" [Poprzednia wersja obowiązująca do 30.01.2017]. Formularz zamówienia można pobrać na stronie www.rp.pl/licencja.