Produkcja i sprzedaż aut odczuwa spowolnienie

Zagrożony jest wzrost na rynku e-aut. Zwiększyłoby to straty producentów samochodów przez niewypełnienie nowych limitów emisji CO2 i wpłynie na wzrost cen.

Publikacja: 08.03.2020 21:12

fot. AdobeStock

fot. AdobeStock

Foto: Fot. Mat. Producenta

Jeszcze przed wybuchem epidemii koronawirusa potencjalne straty branży motoryzacyjnej w 2020 r. spowodowane emisją dwutlenku węgla prognozowano na 12 mld euro. To przez wprowadzone od stycznia wyśrubowane limity CO2 wynoszące 95 g na przejechany kilometr. – Jakiekolwiek problemy z dostawami baterii oznaczają problemy z produkcją samochodów elektrycznych, poprawiających producentom średni poziom emisji CO2. A to oznacza wyższe kary – mówi Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM). Już w połowie ub. roku globalna firma analityczna Jato Dynamics oceniała, że potencjalne kary przypadające w 2020 r. na jeden wyprodukowany samochód – prognozowane na podstawie sprzedaży z 2018 r. i przy założeniu braku zmian do 2021 r. – miałyby dla producentów wynieść: przykładowo dla Daimlera 3192 euro, dla Volkswagena 2525 euro, dla Volvo 2425 euro, dla PSA 2194 euro, dla Nissana 1807 euro. Teraz okazuje się, że straty mogą być wyższe: przez koronawirusa produkcja e-samochodów, które liczone łącznie ze spalinowymi obniżałyby ich średnią emisję, może mocno ucierpieć.

""

Foto: moto.rp.pl

Epidemia przerywa bowiem globalne łańcuchy dostaw. Blisko połowa baterii pochodzi z Chin. Z kolei komponenty z Dalekiego Wschodu niezbędne są producentom baterii w Europie. Według serwisu Automotive News Europe w lutym Audi musiało wstrzymać produkcję elektrycznego SUV-a e-tron z powodu braku baterii dostarczanych z polskiej fabryki LG Chem pod Wrocławiem. Podobne problemy miał Jaguar Land Rover produkujący w austriackim Grazu elektryczny model i-Pace, który z powodu mniejszych dostaw ogniw z Polski musiał ograniczyć produkcję. Problemy logistyczne wywołane epidemią uderzą w produkcję wszystkich rodzajów samochodów. W przeciętnym samochodzie znajduje się około 30 tys. elementów produkowanych przez setki dostawców z różnych krajów. Wystarczy, że zabraknie jednej, by fabryka musiała zatrzymać linię produkcyjną.

CZYTAJ TAKŻE: Przemysł motoryzacyjny zainfekowany koronawirusem

""

Audi e-tron.

Foto: moto.rp.pl

Prezes Daimlera Ola Kallenius już przyznał, że epidemia będzie miała wpływ na wyniki firmy. – Te wydarzenia pokazują, jak delikatne są globalne łańcuchy dostaw – powiedział w rozmowie z „Der Spiegel”. Kłopoty będą miały m.in. PSA i Renault, produkujące niektóre podzespoły w chińskim mieście Wuhan, które okazało się źródłem globalnej epidemii i zostało odcięte od świata. – Praktycznie żaden producent nie jest w stanie działać bez Chin. A ponieważ fabryki samochodów nawet przez kilkanaście miesięcy przeprowadzają audyt dostawcy podzespołów, to obecnego dostawcy nie są w stanie zastąpić w krótkim czasie innym – tłumaczy prezes PZPM.

""

Foto: moto.rp.pl

Dla przemysłu motoryzacyjnego coraz większym problemem jest spadający popyt na nowe auta, który pogłębia straty branży już osłabionej spowolnieniem gospodarczym. Przykładowo w Chinach, największym rynku motoryzacyjnym świata, koronawirus w pierwszym tygodniu lutego wyhamował sprzedaż aut o 96 proc. Według prognoz chińskiego stowarzyszenia Passenger Car Associaction sprzedaż aut w lutym miałaby skurczyć się o 70 proc. r./r., a w pierwszych dwóch miesiącach roku o 40 proc. Ale spadki mają miejsce także na rynku europejskim. W lutym popyt na nowe auta w Hiszpanii zmalał o 6 proc. do 94,6 tys. rejestracji, w Niemczech rejestracje stopniały o 11 proc. (w tym prywatnych użytkowników o 16 proc.) do niespełna 240 tys., w Wielkiej Brytanii sprzedaż zmalała o blisko 3 proc. Skutki epidemii szczególnie mocno odczuwa przemysł motoryzacyjny Włoch odpowiedzialny za jedną dziesiątą włoskiego PKB, gdzie tegoroczny spadek sprzedaży samochodów może przekroczyć 15 proc. Problemy z malejącą sprzedażą przy jednoczesnym wzroście kosztów produkcji spowodowanym karami za emisję i nakładami na budowę ekologicznych napędów będą przekładać się na wyższe ceny samochodów.

CZYTAJ TAKŻE: Wstrzymana produkcja w fabrykach Hyundaia. Winny koronawirus

""

Foto: moto.rp.pl

Jeszcze przed wybuchem epidemii koronawirusa potencjalne straty branży motoryzacyjnej w 2020 r. spowodowane emisją dwutlenku węgla prognozowano na 12 mld euro. To przez wprowadzone od stycznia wyśrubowane limity CO2 wynoszące 95 g na przejechany kilometr. – Jakiekolwiek problemy z dostawami baterii oznaczają problemy z produkcją samochodów elektrycznych, poprawiających producentom średni poziom emisji CO2. A to oznacza wyższe kary – mówi Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM). Już w połowie ub. roku globalna firma analityczna Jato Dynamics oceniała, że potencjalne kary przypadające w 2020 r. na jeden wyprodukowany samochód – prognozowane na podstawie sprzedaży z 2018 r. i przy założeniu braku zmian do 2021 r. – miałyby dla producentów wynieść: przykładowo dla Daimlera 3192 euro, dla Volkswagena 2525 euro, dla Volvo 2425 euro, dla PSA 2194 euro, dla Nissana 1807 euro. Teraz okazuje się, że straty mogą być wyższe: przez koronawirusa produkcja e-samochodów, które liczone łącznie ze spalinowymi obniżałyby ich średnią emisję, może mocno ucierpieć.

Od kuchni
Volvo zmierza ku giełdzie. Celuje w wycenę 20 mld dolarów
Od kuchni
Czekasz na auto w leasingu? Możesz wziąć zastępcze
Od kuchni
Ceny samochodów kompaktowych wzrosły o 63 proc.
Od kuchni
Wielki powrót Astona Martina
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Od kuchni
Dealer będzie musiał odebrać wadliwe auto od klienta