Guillaume Cartier, wiceprezes Mitsubishi Motors: Wjeżdżamy na nowe terytorium

Zrobimy wszystko, żeby utrzymać wizerunek marki „muskularnej”, producenta rozwiniętych technologicznie SUV-ów – mówi Guillaume Cartier, wiceprezes Mitsubishi Motors.

Publikacja: 25.08.2019 16:06

Guillaume Cartier, wiceprezes Mitsubishi Motors: Wjeżdżamy na nowe terytorium

Foto: fot. mat.pras.

Prawie trzy lata temu Nissan przejął borykające się wówczas z kłopotami Mitsubishi. Jak zmieniła się firma po utracie niezależności?

Widzę same dobre strony takiego rozwoju sytuacji. Integrujemy się z dużą grupą motoryzacyjną produkującą i sprzedającą ponad 10 mln aut rocznie. Dzięki temu mamy praktycznie nieograniczony dostęp do najnowszych rozwiązań technologicznych, płyt podłogowych i napędu. Gdybyśmy pozostali wyłącznie niezależnym Mitsubishi Motors, nie mielibyśmy tego wszystkiego. To jest więc zdecydowanie korzystne. Natomiast pojawiły się wyzwania związane z naszą tożsamością, niezbędną dla utrzymania mocnej pozycji na rynku. Wcześniej Mitsubishi było silną marką, ale i teraz przecież nie jest mylona z Nissanem czy Renaultem. Dla mnie jako szefa marketingu i sprzedaży jest to w tej chwili największe zadanie. Jestem gotowy naprawdę dużo zrobić, żeby nie „rozwodnić” naszego DNA.

Co w takim razie zamierza pan zrobić?

Nie ma tutaj specjalnie trudnych zabiegów. Auta Mitsubishi wyglądają zupełnie inaczej niż renaulty czy nissany. Są łatwo rozpoznawalne na ulicy. Inne jest także to, co mamy pod maską. Wprawdzie mamy dostęp do tych samych technologii, ale w naszej grupie jest tak, że każda marka może z nich wybrać to, co jej najbardziej odpowiada. Zdecydowaliśmy się więc na wizerunek, jaki mamy od lat, czyli producenta SUV-ów, które jako pierwsi wprowadziliśmy na rynek, jeszcze w czasach, kiedy nawet określenie SUV nie istniało, a poza tym aut z napędem elektrycznym i hybryd ładowanych z podłączeniem do gniazdka. Będziemy również marką „technologiczną” i zrobimy wszystko dla utrzymania wizerunku marki „muskularnej”.

Chcecie utrzymać wizerunek „muskularny”, ale już widać, że powoli odchodzicie od „pudełkowatego” kształtu karoserii, widać to po modelach Eclipse Cross i Englelberg Tourer. Jak w takim razie zamierza pan utrzymać wcześniejszy silny wizerunek Mitsubishi?

Spójrzmy na to, jak wyglądają nasze auta. Już na pierwszy rzut oka wiadomo, jakiej są marki. Dlatego niektóre elementy jesteśmy zdeterminowani utrzymać. Zawsze będzie napęd na cztery koła, auta będą wytrzymałe i zrobimy wszystko, żeby pozostały niezawodne. Bo technologia nie jest jakimś tam gadżetem, musi służyć w konkretnym celom.

""

mat.pras.

Foto: moto.rp.pl

Jedyne, na co nie można liczyć, to na to, że auta stanieją

Powiedział pan, że macie teraz ułatwiony dostęp do technologii i w związku z tym koszty badań i rozwoju zmniejszyły się. Ale przecież część tych kosztów jest w cenie samochodu, który kupujemy?

Zacznijmy od tego, że to rynkowe regulacje stają się coraz bardziej wymagające. W związku z tym na producentach wymuszane są konkretne inwestycje, wyższe, niż były wcześniej w planach, a służą jedynie temu, by nasze auta spełniały konkretne wymogi Euro 5, Euro 6. Niestety, część tych kosztów musi być przeniesiona na naszych klientów, ponieważ kupują auta akceptowalne przez regulatorów. Nie jest to zresztą wyłączny problem Mitsubishi, ale wszystkich producentów. Przy tym Europa oraz do pewnego stopnia Chiny są najbardziej wymagające właśnie jeśli chodzi o inwestycje zmniejszające emisje dwutlenku węgla, bo głównie o to tutaj chodzi.

CZYTAJ TAKŻE: Harald Krueger, prezes BMW: Od początku wierzyłem w elektromobilność

W takim razie z jakimi podwyżkami cen musimy się liczyć?

Nie jestem w stanie podać konkretnej liczby. Wszystko zależy od tego, jak efektywna okaże się nasza przynależność do dużej grupy producenckiej. Jedyne na co nie można liczyć, to na to, że auta stanieją.

Ale przecież z technologiami jest tak, że kiedy już znajdują szerokie zastosowanie, to automatycznie ceny spadają?

Dlatego nie jestem w stanie podać konkretnej liczby. I zawsze jest coś za coś. Trzeba zapłacić za baterię elektryczną w samochodzie, ale koszt eksploatacji takiego auta jest znacznie niższy niż gdyby miało ono napęd tradycyjny.

""

Mitsubishi Outlander PHEV to najpopularniejszy SUV plug-in / fot. Mitsubishi

Foto: moto.rp.pl

Macie hasło „Pokieruj swoją ambicją”. Co to znaczy?

Kiedy ponownie musieliśmy przemyśleć wizerunek na przyszłość i to, jaki komunikat marka powinna przekazać na rynek, zaczęliśmy od rozmów z inżynierami. Zadaliśmy jedno proste pytanie: czego możemy od was oczekiwać. Czy mają coś, czym moglibyśmy zaskoczyć rynek? W „Pokieruj swoją ambicją” komunikujemy, że to nie pasażer decyduje o tym, co kierowca ma robić. Natomiast jeśli chodzi o „ambicję”, to wyraża ona informację, że firma wjeżdża na nowe terytorium, ponieważ od samego początku byliśmy znani jako firma innowacyjna. Przecież Mitsubishi jako pierwsze wprowadziło na rynek iMiev, auto z napędem elektrycznym. Jako pierwsi też zaproponowaliśmy auta PHEV, czyli hybrydy z doładowaniem z gniazdka. Bo zawsze mieliśmy ambicje poznawania terytorium, które jeszcze nie było zdominowane przez konkurencję. I muszę powiedzieć, że to nasze hasło sprawdziło się.

CZYTAJ TAKŻE: Jean-Philippe Imparato, prezes Peugeota: Złóż sobie swój samochód

Model Eclipse Cross był inny niż poprzednie – Outlander, ASX. Jakie znaczenie ma on dla Mitsubishi?

Jest to nadal SUV, czyli nasza oferta nadal jest spójna. Bardzo dbamy o to, aby między naszymi modelami nie dochodziło do kanibalizacji, żeby każdy miał jakąś swoją osobowość. ASX pokazał, że SUV może być dynamiczny. Eclipse Cross też jest SUV-em, tyle że idzie już w kierunku modelu coupe. Outlander to solidne auto rodzinne. W ten sposób przedstawiamy każdy z tych modeli i podkreślamy, że nasza oferta zdecydowanie różni się od sedanów.

Cały czas nerwowo oczekujemy na informacje jak ostatecznie brexit wpłynie na rynek. Dla biznesu niepewność, to bardzo niekomfortowa sytuacja

W takim razie co znaczy Englelberg Tourer? Na rynku mówi się, że ten koncepcyjny model może w przyszłości zastąpić Outlandera?

To nasza inspiracja, chcieliśmy pokazać, w którą stronę w przyszłości pójdą nasi projektanci. Zależało nam, by pokazać auto nowoczesne, przy którym nikt nie będzie miał wątpliwości, że to jest Mitsubishi.

""

Koncepcyjny Engelberg Tourer, pokazany w tym roku w Genewie / fot. Mitsubishi

Foto: moto.rp.pl

Jak w tym nowym układzie właścicielskim Mitsubishi będzie się pozycjonował na rynku europejskim? Zależy wam na udziale rynkowym i na odrębności marki?

Na wszystkim po trochu. Jeśli nie zachowamy tożsamości, nie widzę dla nas przyszłości i na to się nie zgadzam. Musimy być inni i jesteśmy inni. Naszą silną stroną są SUV-y i napęd PHEV i zawsze będziemy mieli PHEV. Planujemy się rozwijać, ale cały czas kontrolować, czy nie zakłóci to naszej strategii, więc nie za wszelką cenę.

Brexit bez umowy jest praktycznie przesądzony, a rynek brytyjski był zawsze bardzo ważny dla waszej marki. Bardzo pan się niepokoi?

To prawda, to ważny rynek. Sprzedajemy tam ok 30 tys. samochodów rocznie. Na razie planujemy wszystko bardzo ostrożnie. Czy się niepokoję? Oczywiście, że tak! Nie mamy fabryki w Wielkiej Brytanii, co z jednej strony jest korzystne, bo nie musimy się martwić cłami i dostawami komponentów, ale cały czas nerwowo oczekujemy na informacje jak ostatecznie brexit wpłynie na rynek. Dla biznesu niepewność, to bardzo niekomfortowa sytuacja. Musimy więc zachować czujność. I niewiele więcej możemy zrobić.

Przyszedł pan do MItsubishi już z nowego rozdania, kiedy kolejna japońska firma została włączona do sojuszu Renault-Nissan. Jest pan Francuzem. Jak czuje się pan jako wiceszef japońskiej firmy?

Mitsubishi ma bardzo silne japońskie DNA. Nie ma więc żadnego sensu próbować tego zmieniać. I to ja muszę się dostosować do firmy, a nie odwrotnie. Dla mnie to wspaniałe doświadczenie. Metody pracy, sposób myślenia są tutaj całkowicie inne niż we Francji. Ale nie widzę na przykład żadnych zahamowań z powodu różnic kulturowych. Oczywiście można dyskutować na temat konkretnych rozwiązań biznesowych, ale jest to dyskusja. I tyle. [G]

Prawie trzy lata temu Nissan przejął borykające się wówczas z kłopotami Mitsubishi. Jak zmieniła się firma po utracie niezależności?

Widzę same dobre strony takiego rozwoju sytuacji. Integrujemy się z dużą grupą motoryzacyjną produkującą i sprzedającą ponad 10 mln aut rocznie. Dzięki temu mamy praktycznie nieograniczony dostęp do najnowszych rozwiązań technologicznych, płyt podłogowych i napędu. Gdybyśmy pozostali wyłącznie niezależnym Mitsubishi Motors, nie mielibyśmy tego wszystkiego. To jest więc zdecydowanie korzystne. Natomiast pojawiły się wyzwania związane z naszą tożsamością, niezbędną dla utrzymania mocnej pozycji na rynku. Wcześniej Mitsubishi było silną marką, ale i teraz przecież nie jest mylona z Nissanem czy Renaultem. Dla mnie jako szefa marketingu i sprzedaży jest to w tej chwili największe zadanie. Jestem gotowy naprawdę dużo zrobić, żeby nie „rozwodnić” naszego DNA.

Pozostało 89% artykułu
Od kuchni
Volvo zmierza ku giełdzie. Celuje w wycenę 20 mld dolarów
Od kuchni
Czekasz na auto w leasingu? Możesz wziąć zastępcze
Od kuchni
Ceny samochodów kompaktowych wzrosły o 63 proc.
Od kuchni
Wielki powrót Astona Martina
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Od kuchni
Dealer będzie musiał odebrać wadliwe auto od klienta