Informację o śmiałych planach Unii Europejskiej podał Eric-Mark Huitema, dyrektor generalny stowarzyszenia producentów pojazdów ACEA (European Automobile Manufactures Association). Trzeba jasno podkreślić, że plany Komisji Europejskiej nie odnoszą się do sprzedaży nowych pojazdów, ale do całej europejskiej floty. Mimo to jest to ambitny cel. Zgodnie z wyliczeniami ACEA w Europie zarejestrowanych jest 243 miliony pojazdów z czego tylko 615 tys. stanowią auta zeroemisyjne. „Innymi słowy, około 0,25 proc. całej floty samochodowej składa się obecnie z pojazdów elektrycznych zasilanych akumulatorami i samochodów z ogniwami paliwowymi” – czytamy w komunikacie.
CZYTAJ TAKŻE: Unia Europejska chce monitorować twoje zużycie paliwa
Zwiększenie odsetka zeroemisyjnych aut do 30 milionów w niespełna dekadę, wydaje się być trudne do zrealizowania. Żeby myśl stała się czynem, samochody elektryczne powinny osiągnąć 50-krotny wzrost sprzedaży. To jednak jest mrzonka, zwłaszcza jak weźmie się pod uwagę średni wiek samochodów w Europie. Obecnie średnia dla UE wynosi prawie 11 lat, a dla pojazdów ciężkich jest to 12 lat. Wraz z potęgującą dekarbonizacją sektora transportu może dość do znacznych podwyżek cen aut. To nie napawa optymizmem zwłaszcza po roku walki z epidemią, kiedy wiele firmowych budżetów jest nadszarpniętych.
Dacia Spring Electric.
Eric-Mark Huitema zwraca uwagę, że wiele koncernów popiera ogólne dążenie do zwiększenia liczby pojazdów (w tym osobowych, vanów i autobusów) o zerowej emisji zanieczyszczeń. Nie bez powodu przemysł motoryzacyjny przeznacza znaczną część budżetu (ok. 60 mld euro) na dekarbonizację transportu. To jednak nie przyspieszy procesu przejścia na nową technologię. Problemem nie są samochody jako takie, ale infrastruktura. „Komisja nadal musi zdać sobie sprawę, że nie może oddzielić swoich ambicji w zakresie ograniczenia emisji CO2 z pojazdów od potrzeby zwiększenia dostępności infrastruktury” – podkreśla prezes ACEA.