Historia finansowych roszczeń nie jest nowa. Już w zeszłym roku „Süddeutsche Zeitung” napisał o tym, jak Oliver Blume, szef Porsche, zażądał od szefa Audi, Ruperta Stadlera „Ujawnienia wszystkich usterek w silnikach diesla opracowanych przez Audi”. Sprawa nie była błaha. Niemiecki urząd komunikacji nie tylko chciał rejestrować, a kazał nawet użytkownikom wyrejestrowywać modele Porsche z silnikami diesla pochodzącymi z Audi (dotyczyło to 22 tys. samochodów). Blume chciał zrobić wszystko, żeby rozwiązać wysokoprężny problem jak najszybciej. Zażądał również od Audi zadośćuczynienia w wysokości 200 mln euro.
Szef Porsche Oliver Blume.
Audi przez długi czas nie odpowiadało na te żądania. W końcu szef marki Stadler zaproponował Porsche, że weźmie na siebie koszty modernizacji wszystkich modeli z feralnym dieslem, ale w wysokości 50 euro za samochód. Całość operacji kosztowałaby więc około miliona euro. Praktycznie nic w porównaniu z tym, co żądało Porsche. Firma z Stuttgartu oczywiście nie przyjęła tej propozycji. W odpowiedzi Porsche zaczęło z dużym opóźnieniem regulować płatności wobec Audi lub zawieszać je w ogóle.
Rupert Stadler – obecnie już nie jest szefem Audi.
To sprawiło, że zobowiązania Porsche względem Audi doszły do poziomu 400 mln euro. Dopiero mocne słowa z centrali w Wolfsburgu rozwiązały ten problem. Porsche musi zapłacić rachunki, a Audi nie będzie wypłacać odszkodowania. Przecież i tak wszystko zostaje w jednej kasie.