Seria wyścigowa DTM od lat budzi uznanie u fanów motorsportu. Jednak w dobie kryzysu i pogoni za zeroemisyjnością jej los stanął pod znakiem zapytania. Oliwy do ognia dolało Audi, ogłaszając, że po zakończeniu bieżącego sezonu wycofa się z rywalizacji. Można powiedzieć, że moment na takie decyzje jest odpowiedni. W końcu nie wiadomo czy tegoroczny sezon w ogóle się odbędzie. Winowajcą jest pandemia koronawirusa. Drugą istotną kwestią związaną z tą serią są koszty. Samochody wykorzystywane do wyścigów DTM są skomplikowanymi i bardzo zaawansowanymi pojazdami, które nie mają za dużo wspólnego z ich ulicznymi odpowiednikami. Karoserie wykonane z włókna węglowego, zaawansowane technicznie 2-litrowe silniki o mocy ponad 600-koni mechanicznych. Dla zespołów, które kupują auta od producentów, statystycznie rok obecności w tej serii to 30-50 mln euro.
CZYTAJ TAKŻE: Goodwood Festival of Speed: Motoryzacyjne niebo
Audi RS5 DTM.
Powstaje więc pytanie czy po wycofaniu się Mercedesa w 2018 roku, Astona Martina w 2019 roku, a teraz Audi, jest sens kontynuować serię, gdzie ścigaliby się zawodnicy jedynie samochodami BMW. Producenci, o wiele chętniej zwracają się w stronę e-sportów (pojazdów elektrycznych). Może nie są one jeszcze tak popularne i rozpowszechnione, ale z punktu widzenia PR-owego i marketingowego o wiele lepsze. Ratunkiem dla DTM mogłoby być połączenie tej serii z klasą GT500 japońskiej serii Super GT, w której startują zespoły z pojazdami od Nissana, Lexusa czy Hondy. Co ciekawe Niemcy od dłuższego czasu pracowali nad integracją regulaminu z kolegami z Japonii. Nie wiadomo jednak czy te działania przyniosą jakiś skutek i DTM w ogóle przetrwa zaistniały kryzys.
CZYTAJ TAKŻE: Pierwsza jazda | Audi e-tron: Podróż niedalekiej przyszłości