Po gigantycznej wpadce chińskiego konsorcjum Covec, budującego dwa odcinki autostrady A2 pomiędzy Warszawą a Łodzią szykowanej na rozgrywki Euro 2012, o wpuszczeniu Chińczyków na budowy przez długi czas nikt nie chciał słyszeć. Trwało to niemal dekadę. Teraz chińskie firmy wróciły i starają się o wygranie coraz to nowych przetargów. Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita”, tylko od połowy ubiegłego roku na 23 postępowania ogłoszone przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) w ramach Programu Budowy Dróg Krajowych 2014–2023, w dziesięciu przypadkach oferty składali wykonawcy z Chin. Chodziło o budowy odcinków autostrady A2 Warszawa–Siedlce, drogi ekspresowej S1 Kosztowy–Bielsko-Biała w województwie śląskim, dwóch odcinków na trasie ekspresowej S7 pomiędzy Warszawą i Gdańskiem, a także fragmentów ekspresówek S19 Rzeszów–Barwinek i S61 od Ostrowi Mazowieckiej do obwodnicy Augustowa. Na razie odpadli z trzech przetargów obejmujących dwa odcinki A2 i odcinka S61. Ale w pozostałych siedmiu postępowaniach są nadal w grze.
A2 Warszawa–Siedlce.
Jak dotąd w chińskich rękach znalazła się jedna budowa: w sierpniu ub. roku firma Stecol Corporation podpisała wart 724 mln zł kontrakt na budowę drogi ekspresowej S14 stanowiącej zachodnią obwodnicę Łodzi. Ma wybudować 16-kilometrowy odcinek od węzła Łódź-Teofilów do miejscowości Słowik. To będzie trudne przedsięwzięcie: wykonawcę wyłonił dopiero trzeci przetarg. Pierwszy, rozpisany jeszcze w 2015 r., trzeba było unieważnić, oferty znacznie przebiły budżet. Drugie postępowanie ruszyło dwa lata później, ale wykonawcy wycofali się z budowy przez wzrost kosztów i spadek opłacalności przedsięwzięcia. W ostatnim przetargu wszystkie dziesięć ofert przebiło kosztorys, ale Chińczycy okazali się najtańsi.
Przedstawiciele firm budowlanych nie ukrywają zaniepokojenia chińską ekspansją. Już po wygranej Stecolu pojawiła się fala krytyki pod adresem GDDKiA. Także teraz obawy nie maleją. Chińczykom zarzuca się m.in. wywieranie cenowej presji na pozostałe firmy biorące udział w przetargach. – Chińskie firmy na razie nie wnoszą nowej wartości na rynek budowy dróg. Co innego, gdyby przywoziły własny sprzęt i pracowników. Ale wygrywanie kontraktów niską ceną, a następnie bazowanie na krajowych wykonawcach, to nie jest dobry model – twierdzi Jan Styliński, prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. Przykładowo w przetargu na odcinek S19 oferta firmy China Harbour Engineering Company LTD wyniosła niespełna 1,2 mld zł – aż o 2 mld zł mniej od najdroższej oferty konsorcjum Porr SA i przeszło pół miliarda zł taniej od budżetu inwestora. Nieoficjalnie można jednak usłyszeć, że w tym przypadku Chińczycy nie mają szans. Oferta miałaby zostać odrzucona z uwagi na rażąco niską cenę.