Im bliżej do uruchomienia przedsięwzięcia mającego rozkręcić elektromobilność w Polsce, tym rośnie liczba niewiadomych. – Ministerstwo Klimatu nie podaje żadnych konkretów, krążą jedynie plotki i domysły. Nie wiemy, czego można się spodziewać – mówią przedstawiciele branży motoryzacyjnej. Najpierw perspektywa obniżek mocno zachęciła potencjalnych klientów. Przykładowo na elektryczną Skodę Citigo wpłynęło kilkaset zamówień. Auto kosztuje obecnie od 81,9 tys. zł, więc z dopłatą w pierwotnej wersji (ograniczonej do 30 proc. ceny wyjściowej) kosztowałaby 57,3 tys. zł. Sporo zamówień zebrali dilerzy Volkswagena na model up!. Ceny niektórych aut były specjalnie dopasowywane pod program dotacji. – Obniżyliśmy ceny Nissana Leaf do takiego poziomu, aby wszystkie egzemplarze w wersji wyposażeniowej Acenta z akumulatorem o pojemności 40 kWh mieściły się w limicie 125 tys. zł brutto – informuje Dorota Pajączkowska z polskiego oddziału Nissan Sales CEE. W efekcie zebrano 300 zamówień. Trzeba było ściągać dodatkową partię samochodów z Europy Zachodniej.
Skoda Citigo-e_iV.
Teraz dilerzy mogą mieć problem ze sprzedażą zamówionych samochodów. Ale jeszcze większym problemem będzie zniechęcenie klientów do e-aut. – Rynek już wcześniej zaakceptował dopłatę w wysokości 37,5 tys. zł, na taką kwotę nastawili się klienci – mówi Maciej Mazur, prezes Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych. Według Wojciecha Ososia, dyrektora PR Opel Poland i Groupe PSA, sprzedaż w pełni elektrycznych samochodów w Polsce jest na śladowym poziomie w stosunku do innych krajów europejskich. Potwierdzają to dane za styczeń – tylko 23 e-auta trafiły do klientów indywidualnych. – To jasno pokazuje konieczność silnego wsparcia dla zakupu i upowszechniania samochodów elektrycznych, a pozostawienie już ogłoszonych warunków wsparcia dla osób fizycznych to warunek, aby klienci segmentu aut miejskich widzieli samochody elektryczne jako realną alternatywę dla swojej mobilności – twierdzi Osoś.
Elektryczna Corsa.