Proces tworzenia opony trwa od dwóch do czterech lat. To kilka miesięcy projektowania, a potem testy na specjalnych torach. Każdy z producentów robi to na swój sposób i chroni patenty przed konkurencją. Lokuje ośrodki badawcze w rozmaitych zakątkach świata, by sprawdzić ogumienie w skrajnych warunkach atmosferycznych i drogowych. Potem następuje kolejny etap – badania gotowego produktu przez przyznające homologację niezależne instytucje. Kiedy opona trafia na koło samochodu, podlega krajowym przepisom związanym z jej parametrami eksploatacyjnymi. W Polsce minimalna dopuszczalna prawem głębokość bieżnika to 1,6 mm. Jednak nie warto czekać aż do takiego momentu.
Nie ma przymusu, ale…
Każdy z producentów ma w swojej palecie bogaty repertuar rozmaitych gum –od budżetowej, przez średniej klasy, aż po wersje premium. Każda z nich cechuje się odmiennymi parametrami, formatem bieżnika, ścieralnością i przydatnością do użytkowania. Inne ogumienie stosuje się obecnie w SUV-ach, autach segmentu B i C, a także sportowych lub terenowych. Nie można więc kierować się tylko ceną, bo to może doprowadzić do zagrożenia w ruchu. Należy też znać możliwości własnego auta i ryzyko, jakie niesie jazda na wyeksploatowanych oponach.
fot. AdobeStock
Nowa opona ma bieżnik o głębokości od 6,5 do 8 milimetrów. Dla kierowcy pokonującego rocznie 15–20 tysięcy kilometrów w umiarkowany sposób komplet powinien wystarczyć na cztery–sześć sezonów. Niemniej, w zależności od klasy opony jej ścieralność będzie różna. Zaznaczmy też, że rozpatrujemy jedynie przypadki, gdy produkt dopasowany jest do warunków atmosferycznych. Zimówka na okres chłodny, a letnia na ciepły. Zgodnie z logiką i systemem prawnym Niemiec oraz Austrii, a także zaleceniami fachowców. W Polsce wciąż nie ma obowiązku sezonowej wymiany opon, więc cały rok można poruszać się na zimówkach, letnich lub całorocznych, co skraca ich okres eksploatacji.
CZYTAJ TAKŻE: Polski rynek opon mocno przyspiesza