Pierwsze Mini miało 3,05 m długości, a w wersji kombi 3,4 metra. Było małym, zwinnym, lekkim autkiem, które nie tylko spisywało się fenomenalnie w mieście, ale i na trasach rajdowych (swoją drogą mija właśnie 60 lat od pierwszego zwycięstwa Mini w rajdzie Monte Carlo). Znakomite prowadzenie przetrwało do dziś, ale cała reszta idei gdzieś z latami się ulotniła. Przy nowym Coutrymanie pierwowzór wygląda jak zabawka. Na szczęście w nowym modelu pozostała wyjątkowość i mnóstwo ciekawych rozwiązań.
Polski akcent
Mini rosło z czasem. Najnowsza, trzecia generacja Countrymana ma 444,7 cm długości i jest najdłuższym Mini wszech czasów i stało się całkiem pojemnym autem mogącym bez trudu pomieścić całą rodzinę plus bagaże. Teraz Mini mierzy się z SUV-ami wszelkiej maści i pokroju Renault Austral, Cupra Formentor czy Volkswagen Tiguan. Countryman wyrósł zatem na sporego gościa, który jednak nadal ma w sobie cechy szczególne z dzieciństwa i to mimo wielu zmian. I tak Contryman nie ma typowych dla Mini okrągłych przednich świateł, tylko bardziej czworokątne. Mimo to jest to już na pierwszy rzut oka typowe Mini. Nawet w dwukolorowym nadwoziu z nietypową wstawką przy słupku C i tylnymi reflektorami ze zmienną grafiką, która zależy od tego, w jakim trybie jazdy jedziemy, na 20-calowych felgach wygląda naprawdę dobrze.
A kiedy się dowiecie, że za jego wyglądem stoi Polak Tomasz Sycha, który jest szefem działu projektowania nadwozia Mini, to pewnie spodoba się wam jeszcze bardziej. Ale najlepsze kryje się w środku. Tu Countryman wprowadza świeżość i nowoczesność jakiej nie tylko w tej klasie aut na próżno szukać. We wnętrzu dzieje się naprawdę dużo fajnych rzeczy. Kiedy konkurencyjne modele są napojem z kartonu, Mini Countryman jest świeżo wyciskanym sokiem z pomarańczy, mandarynki, grejpfruta czy co tam lubicie.