Jesteś jednym z najbardziej znanych kierowców wyścigowych na świecie i najbardziej znanym polskim kierowcą wyścigowym. Jest to dla ciebie coś wyjątkowego?
Nie. Myślę, że nowa publiczność, która teraz zaczęła oglądać Formułę 1, aż tak bardzo mnie nie zna. Poza tym to, czy jesteś znany, jest konsekwencją tego, co robisz na torze. Te dwie rzeczy są ze sobą trochę powiązane.
Co byś powiedział młodym, którzy chcą coś osiągnąć w motosporcie? To dobra ścieżka na życie czy lepiej trzymać się od niej z daleka?
Droga do Formuły 1 na pewno powinna zacząć się od kartingu. A czy mają nią iść? Jeśli to twoja pasja, to i tak będziesz podążać w tę stronę. Jedna duża przeszkoda to koszty – ten sport jest po prostu drogi. To nie jest piłka nożna, to nie jest tenis. Masz więcej boisk czy kortów niż torów kartingowych. Ważne, żeby nikogo do tego nie zmuszać i to dotyczy nie tylko ścigania się. Bardzo często są to bardziej pasje i chęci rodziców niż dzieci. Poza tym jest to sport skomplikowany, w którym bardzo trudno ocenić talent. Przy kartingu jest to łatwiejsze, widać cały tor i jesteś w stanie zobaczyć, kto sobie lepiej radzi. Na torze jest to bardziej skomplikowane. Bez talentu ciężko coś osiągnąć, ale też samym talentem, bez pracy, również. Pamiętać trzeba, że w motosporcie nie chodzi o wynik, ale o dążenie do tego, żeby być lepszym kierowcą. Wynik możesz zrobić słaby, bo trafisz na gorszy wózek kartingowy czy bolid, jednak zawsze trzeba starać się szkolić swoje umiejętności.
Jak ciężko przerobić taki nieszczęśliwy splot zdarzeń, jaki przytrafił się w tegorocznym wyścigu Le Mans 24h? Awarię samochodu na ostatnim okrążeniu po 24 godzinach ścigania się?