W 2016 roku za 40 tysięcy złotych można było kupić auto pokroju Citroena C3, czyli z segmentu B. Natomiast kwota 100 tys. zł spokojnie wystarczyła np. na Skodę Superb. A dzisiaj? Pozostańmy przy przytoczonym przykładzie Superba. Jego cena startowa obecnie wynosi 127 100 zł za wariant liftback z silnikiem 1.5 TSI o mocy 150 KM. Na tym przykładzie widać, że na przełomie kilku lat nastąpił wzrost cen w poszczególnych segmentach o średnio 30 proc.

Czytaj więcej

Akcjonariusze Stellantisa przeciwko podwyżce zarobków szefów koncernu

Dodatkowo ceny samochodów zwiększyły się znacząco od wybuchu pandemii. To właśnie wtedy branża automotive zaczęła mieć problemy z dostępności aut i podzespołów. Co gorsza prognozy w te kwestii nie są optymistyczne. Szef działu finansów Volkswagena, Arno Antlizt, twierdzi, że nie wrócimy do stanu normalności przed 2024 rokiem. Dyrektor generalny BMW, Oliver Zipse, mówi o "fundamentalnych brakach", które będą miały miejscu jeszcze w 2023 roku. Do przysłowiowego garnuszka nieszczęścia dołożyła się jeszcze wojna w Ukrainie.

Wojciech Drzewiecki, Prezes IBRM Samar, podkreślił, że – sytuacja dotycząca produkcji komponentów nieco się poprawiła, gdyż ukraińscy dostawcy wznowili produkcję, jednak jej aktualna wielkość nie pozwoliła na skompensowanie strat zanotowanych po inwazji. Dodał również, że wydarzenia na wschodzie doprowadziły, do zwiększenia cen surowców, w tym niklu, który jest wykorzystywany do produkcji akumulatorów. – O ile na początku roku cena tony niklu oscylowała pomiędzy 20 a 30 tys. dolarów, to po agresji rosyjskiej przekroczyła poziom 100 tys. dolarów – wyjaśnia Drzewiecki. Na ceny samochodów wpływa też słaby złoty oraz wysoka inflacja. W efekcie nie ma co odkładać zakupu na później. Z biegiem czasu może być tylko gorzej i drożej.

Czytaj więcej

Volkswagen zmniejszy znacznie liczbę modeli i skupi się na rynku premium