Zima to największy wróg aut elektrycznych, a w kwestii zasięgów producenci często mijają się z prawdą - to często usłyszymy od przeciwników elektromobilności. Obydwa te stwierdzenia można szybko obalić. Nie da się ukryć, że okres zimowy bywa dla właścicieli aut bateryjnych bardziej wymagający, choć nie beznadziejny. Co za tym stoi i w jakich aspektach “elektryki” są lepsze od aut spalinowych, gdy za oknem wieje chłód? Odpowiedzi na te pytania nie są takie oczywiste.
Auta elektryczne nienawidzą mrozów? Statystyki zaprzeczają
Problemy z zasięgiem w zimie i katalogowymi obietnicami producentów w autach bateryjnych - to najczęściej podnoszone argumenty przez klientów, którzy nie decydują się na auta bateryjne. Co jednak ciekawe, samochody elektryczne cieszą się największą popularnością w tych regionach globu, które kojarzą się z bardzo ostrymi zimami. Mowa oczywiście o krajach Skandynawskich. W styczniu w Norwegii udział aut elektrycznych w rejestracjach osiągnął 96 procent, w Danii 64 procent, w Szwecji 29 procent, w Finlandii 28,5 procent. Brzmi jak nieporozumienie, prawda? A jednak, to zjawisko można w prosty sposób wytłumaczyć. Nie jest tajemnicą, że za rosnącym zainteresowaniem elektrykami stoi najczęściej polityka gospodarcza - czyli ulgi, dopłaty i tania energia. W Norwegii, posiadanie auta spalinowego w domu już od lat jest po prostu mniej atrakcyjne i mniej korzystne finansowo. Dodajmy do tego, że w trudnych warunkach pogodowych auto z napędem bateryjnym szybciej rozgrzeje swoją kabinę przygotowując się do jazdy i zaraz po ruszeniu będzie gotowe zaoferować pełne osiągi. Co chyba najbardziej istotne, nie ma też obawy, że po mroźnej nocy nie odpali.
Test elektrycznych modeli z grupy VAG
"Przygotowanie się do jazdy” nabiera innego znaczenia
W Skandynawii trudno narzekać na dostęp do ładowarek. Tym samym każdy - nawet ten, który parkuje na otwartej przestrzeni, ma możliwość podłączenia się do ładowarki i zaprogramować auto do odjazdu o danej godzinie. Na kilkanaście minut przed planowaną podróżą samochód odmrozi szyby, rozgrzeje kabinę i podgrzeje kierownicę z fotelami. W takim scenariuszu straty na baterii są zdecydowanie najmniejsze, bowiem energia na ogrzanie kabiny jest pobierana nie z akumulatora, a z sieci energetycznej. Warto jednak przy tym podkreślić, że nawet “w polskich warunkach”, bez dostępu do ładowarki, dobrze jest rozgrzać samochód na krótko przed odjazdem. Można to zrobić z poziomu aplikacji w telefonie czy poprzez zaplanowanie odjazdu w systemie info-rozrywki samochodu. W późniejszym obniżeniu zużycia energii w trakcie jazdy może się to okazać kluczowe, ponieważ największą krzywdę sprawiamy sobie i baterii, gdy zaraz po wejściu do auta włączamy wszystkie grzałki na raz, jednocześnie ruszając.
Czytaj więcej
Szef Volkswagena ujawnia jak będzie się nazwać koncepcyjny elektryk. Mały Volkswagen ID.1 jest za...