Robotę robiło też malowanie Radical Red. Soczysta czerwień z czernią zawsze dobrze się komponują, więc nie dziwię się, że ten motocykl przyciągał wzrok i nie raz zostałem zaczepiony przez nieznajomego jegomościa, który koniecznie chciał się dowiedzieć, jaka jest pojemność silnika oraz cena pojazdu. Miałem też miejscami wrażenie, że gdy zbliżałem się na trasie do aut, to te chętnie ustępowały mi drogi, o ile oczywiście było na to miejsce. Nie wiem, czy to efekt wyglądu Tracera czy poprawiającej się kultury jazdy polskich kierowców, ale było to bardzo miłe, więc starałem się odwdzięczać łapką w górą.
fot. Piotr Zając
moto.rp.pl
Pewne jest to, że ten masywny, agresywny przód wraz z relatywnie sporą wysokością motocykla (kanapa kierowcy na wysokości 835 mm) sprawiają, że jesteśmy na drodze bardziej widoczni, co niewątpliwie podnosi bezpieczeństwo. I jeszcze w kwestii wyglądu – do testów dostaliśmy wersję podstawową, a więc bez bocznych kufrów. Gdy te ostatnie są na wyposażeniu, wtedy bardziej ujawnia się turystyczny charakter tej maszyny. W dalsze podróże taka dodatkowa i solidna przestrzeń na bagaż to niezbędny element. Jest on niemały, o czym warto pamiętać przeciskając się w korkach między puszkami.
Królewski dosiad
Przyciągający oko wygląd motocykla nigdy nie jest gwarancją komfortowej jazdy. W przypadku Tracera szybko przekonałem się, że projektanci nie skupili się tylko na warstwie wizualnej, ale przede wszystkim na wygodzie i bezpieczeństwie podróżowania. Duża kanapa i jej wysokość, ustawienie podnóżków, a także optymalna szerokość i oddalenie kierownicy sprawiają, że na tym motocyklu siedzi się, jak na tronie. Maszyna wymusza prawidłową, wyprostowaną sylwetkę podczas jazdy, dzięki czemu bez problemu dociąży się podnóżki i ściśnie bak nogami. To ostatnie dodatkowo ułatwiają gumowe wstawki po bokach zbiornika, które zwiększają „integrację” kierowcy z motocyklem. Niby mała rzecz, a cieszy, o czym przekonacie się przy pierwszych wybojach czy bardziej gwałtownych manewrach.
CZYTAJ TAKŻE: Suzuki GSX-S 125: Miejski śmigacz z żyłką sportowca
Dosiad na tym motocyklu jest więc niemal książkowy, dzięki czemu bez trudu łapie się luz na rękach, a co za tym idzie – bardziej czuje się to, co „mówi” do nas przednia opona, a podczas hamowania i przyspieszania nie wytrącamy maszyny rękami z prawidłowego toru jazdy. Królewska pozycja daje też sporo wygody. Dziennie nakręcałem średnio od 200 do 300 km, a przystanki robiłem nie dlatego, że coś mnie bolało w okolicy dolnych odcinków kręgosłupa, ale po to, by złapać aparatem jakiś ładny widok, zjeść coś albo po prosto zatankować motocykl.