Suzuki Ignis: Nietuzinkowy maluch

Suzuki udowadnia, że z auta o długości zaledwie 3,7 metra można wyczarować coś oryginalnego, a jednocześnie do bólu praktycznego, a jak sobie ktoś zażyczy, to i nawet z napędem na cztery koła.

Publikacja: 22.10.2020 08:12

Suzuki Ignis: Nietuzinkowy maluch

Foto: moto.rp.pl

Suzuki Ignis udowodnił już, że małe auto miejskie może być, jak dobrze zaprojektowany mikro-apartament. Niby miejsca jest tam tyle co w garderobie, a mimo to czujesz się tam dobrze – mieszka ci się komfortowo i bez problemu zmieścisz tu wszystkie niezbędne rzeczy. Podobnie jest z Ignisem. W jego zabawkowo wyglądającym nadwoziu jest więcej miejsc niż mogłoby się wydawać, a w razie potrzeby, bagażnik można powiększyć do wielkości kufra auta o rozmiar większego. Nic dziwnego, że przy okazji liftingu Suzuki zdecydowała się jedynie na kosmetyczne zmiany, bo trudno tu coś poprawić.

CZYTAJ TAKŻE:

""

Suzuki Ignis 1,2 DualJet SHVS.

Foto: moto.rp.pl

Liczy się wnętrze
W Ignisie nic nie jest zaprojektowane przypadkowo. Lata doświadczeń w budowaniu kei-carów, czyli japońskich mikrosamochodów o wielkości budki telefonicznej, które pomieszczą całą rodzinę, nie poszły na marne. Mimo wąskiej i krótkiej karoserii projektanci tak poukładali wnętrze Ignisa, że bez problemu zmieści się tu czterech dorosłych pasażerów. Miłym zaskoczeniem jest też długość siedzisk przednich foteli – wymiarami wybiegają ponad przeciętną w tej klasie samochodów. Co ważne mają też spory zakres regulacji, dzięki czemu bez problemu można znaleźć wygodną pozycję, mimo tego, że Ignis nie ma regulacja kolumny kierowniczej w poziomie. Zastosowano tu też sprytne rozwiązanie z przesuwaną kanapą, a właściwie tylnymi fotelami, które można odrębnie przestawiać i to zarówno siedzisko, jak i oparcia lub po prostu je złożyć. Bagażnik Ignisa można dwoma ruchami powiększyć ze standardowych 267 litrów do 514 l. Nowością są kolory plastików we wnętrzu. Lakierowane wstawki mogą być teraz granatowe lub srebrne – w zależności od koloru nadwozia. Pojawiły się także całkiem nowe akcenty kolorystyczne tapicerki oraz przeprojektowane wskaźniki na desce rozdzielczej.

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

Z napędem 4×4
Zmiany karoserii także nie są rewolucyjne. Pojawiła się, m.in. nowa osłona chłodnicy i bardziej bojowo wyglądające zderzaki, które mają podkreślać terenowy charakter auta. Co ważne Ignisa nadal można zamówić w wersji 4×4, a solidny prześwit (18 cm) jest standardem także w odmianie 2WD. Nowością są reflektory LED. To wszystko sprawia, że nowy Ignis wygląda nowocześniej i wydaje się bardziej przysadzisty. Mały i zwinny crossover ma masę własną nie przekraczającą 900 kg. Przy okazji modernizacji pojawiły się też trzy nowe kolory – Caravan Ivory Peal, Rush Yellow i Tough Khaki Pearl.

""

Foto: moto.rp.pl

Jeśli chodzi o układ napędowy Ignisa, Suzuki nie daje zbyt dużego wyboru. W ofercie dostępny jest wyłącznie jeden czterocylindrowy, silnik benzynowy 1.2 DualJet o mocy 83 KM, wyposażony w system miękkiej hybrydy (w Suzuki oznacza się go jako SHVS – Smart Hybrid Vehicle by Suzuki). Przy okazji modernizacji napęd dopracowano. W jednostce spalinowej pojawił się wydajniejszy układ podwójnych wtryskiwaczy i zmiennych faz rozrządu oraz regulowana pompa oleju. Z kolei system miękkiej hybrydy zyskał większy akumulator (powiększono go z 3 do 10 Ah). Magazynowana tam energia – pochodząca z hamowania – jest wykorzystywana przez alternator z funkcją silnika elektrycznego do wspomagania motoru benzynowego podczas przyspieszania. Wszystko po to, aby jeszcze bardziej obniżyć spalanie. I faktycznie to się udało. Bez względu na to, jak traktowaliśmy pedał gazu w naszym testowym Ignisie, średnie spalanie oscylowało w granicach 5-5,5 l na 100 km. Trzeba się mocno postarać, żeby przekroczyć 6 l/100 km.

""

Foto: moto.rp.pl

Ignis po liftignu to nadal zwinny maluch, który zawraca niemal w miejscu, a do zaparkowania potrzebuje niewiele więcej miejsca niż Smart. Z drugiej strony jego prześwit może zawstydzić niejednego crossover w znacznie „poważniejszym” rozmiarze. Niech nie zmyli was też zabawkowy wygląd Ignisa. Klienci najczęściej będą wybierać wersję o co najmniej 7 tys. tańszą z napędem na przednie koła. Taka konfiguracja trafiła właśnie do testu. Co ciekawe wysoki prześwit nie wpływa zbyt mocno na prowadzenie podczas szybszej jazdy po asfalcie. Oczywiście nadwozie wychyla się nieco bardziej w zakrętach, ale Ignis bez problemu utrzymuje kierunek jazdy. Dzięki niskiej masie własnej to auto znakomicie się prowadzi. W razie potrzeby mały crossover Suzuki daje sobie radę także w trasie, choć w tych warunkach ewidentnie brakuje 6. biegu.

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

Testowany przez nas Ignis w wersji Premium ma w zasadzie wszystko co potrzebne jest w aucie miejskim. Za 61 900 złotych dostajemy uniwersalne i zaskakująco przestronne auto z niezłymi multimediami wyposażonymi w 7-calowy ekranem dotykowy, które można połączyć ze smartfonem za pomocą systemów integracji: Android Auto, Apple Car Play lub MirrorLink, kamerę cofania o dobrej rozdzielczości, świetnie wyglądające i spisujące się światła Full LED, 16-calowe alufelgi i manualną klimatyzację. To niezbyt wygórowana cena, jak za ten poziom wyposażenia i pomysłowo zaprojektowane auto. Jeśli potrzebujecie Ignisa jeszcze bardziej dzielnego poza asfaltem, musicie przygotować dodatkowe 7 000 zł. W tej cenie dostaniecie jednak nie tylko napęd 4×4, ale także systemy wspomagające zjazd ze wzniesień i ruszania pod górę.

CZYTAJ TAKŻE: Suzuki Swift CVT: Idealny do miasta

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

""

Foto: moto.rp.pl

Suzuki Ignis udowodnił już, że małe auto miejskie może być, jak dobrze zaprojektowany mikro-apartament. Niby miejsca jest tam tyle co w garderobie, a mimo to czujesz się tam dobrze – mieszka ci się komfortowo i bez problemu zmieścisz tu wszystkie niezbędne rzeczy. Podobnie jest z Ignisem. W jego zabawkowo wyglądającym nadwoziu jest więcej miejsc niż mogłoby się wydawać, a w razie potrzeby, bagażnik można powiększyć do wielkości kufra auta o rozmiar większego. Nic dziwnego, że przy okazji liftingu Suzuki zdecydowała się jedynie na kosmetyczne zmiany, bo trudno tu coś poprawić.

Pozostało 89% artykułu
Za Kierownicą
Podróż Rolls-Roycem Ghost po USA. Wyjątkowość miejsc i chwil
Za Kierownicą
Porsche elektrycznie. Jazda po torze e-nowościami i bicie rekordu
Za Kierownicą
Skoda Kodiaq: SUV, który potrafi wszystko
Za Kierownicą
Porsche Taycan Cross Turismo 4S: Zwykła podróż na prądzie przez pół Europy
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Za Kierownicą
Audi S8: S jak sport, siła i subtelność