Powiedzenie: jakie czasy, takie samochody, jest dziś bardziej prawdziwe niż kiedykolwiek. Producenci dwoją się i troją, aby osiągnąć kompromis pomiędzy wciąż jeszcze tlącą się potrzebą tworzenia aut nieco mniej zwykłych a powściągającą te zapędy wolą unijnych włodarzy. Niestety efektem tej nierównej walki są coraz częściej samochody, które mogłyby wywoływać dreszcze, a powodują jedynie niewielki wzrost ciśnienia.To smutne, ponieważ kiedyś powstawały naprawdę ostre hot hatche. Pamiętacie takie auta jak Peugeota 205 GTI, Volkswagena Golfa GTI czy Renaulta Williamas? To były prawdziwe perełki, stworzone z myślą o jak najlepszych osiągach, bez obawy o komfort czy wyposażenie. Miały być po prostu szybkie i lekkie.
fot. moto.rp.pl/Maciej Gis
Swoje do tego upadku dołożyli też klienci, oczekujący od tych szalonych aut także komfortu czy możliwości codziennej eksploatacji. Efekt? Choć oczywiście także dziś zdarzają się prawdziwe perełki, z każdym rokiem niegdysiejsze hot hatche stają się coraz bardziej ugrzecznione, cichsze i nijakie.
Kombi z kopem
Spójrzmy zatem na najmocniejszy samochód z usportowionej gamy Volkswagena. Golf R to auto, które od samego początku miało budzić podziw i być powodem westchnień fanów szybkich pojazdów. Co więcej, wielu uważało go wręcz za model ultrahot. Nie ma co się dziwić, 300 koni mechanicznych, 4,9 s. do setki oraz napęd na cztery koła mogą być dowodem na to, że Volkswagen stworzył auto-petardę. Miałem okazję jeździć tym autem w odmianie kombi. Fakt, to bardzo szybki samochód, o twardym zawieszeniu i dobrze pracującym układzie napędowym. Co więcej, ma wygodne fotele, dobre wyposażenie (w szczególności na uznanie zasługują dynamiczne przednie światła) oraz jest… praktyczny (bagażnik o objętości 605 litrów), choć akurat jest to ostatnia rzecz, jakiej ktokolwiek wymaga od hot hatcha.
CZYTAJ TAKŻE: Megane R.S. Trophy: Kochaj albo rzuć