Kiedy przesiadam się z dobrze „naoliwionego” elektryka, czyli takiego, w którym inżynierowie popracowali nad kwestią odpowiedniego ustawienia siły rekuperacji, do zwykłego auta, pierwsze wrażenie jest dziwne. Dlaczego znów muszę używać hamulca? Bo jedną z atrakcji e-auta jest, przy odpowiedniej wprawie, możliwość posługiwania się wyłącznie pedałem gazu. Ruszyć, zwolnić, zatrzymać się – to wszystko kwestia odpowiedniej siły nacisku na jeden, jedyny pedał. Poza sytuacjami ekstremalnymi oczywiście.
CZYTAJ TAKŻE: Nowy Nissan Leaf: Prawie normalny kompakt
W Nissanie Leafie 2 takie sterowanie pracą silnika i siłą odzysku energii nazwano e-Pedal i okrzyknięto innowacją, w e-Golfie i kilku innych modelach elektryków pomagają w tym „biegi” oznaczone B, którymi można regulować siłę rekuperacji, a w BMW i3 nie nazywa się to w ogóle, za to działa. I to doskonale. Wystarczy doświadczalnie sprawdzić, w którym momencie należy odjąć gazu, a w którym zdjąć nogę w ogóle, by auto grzecznie zatrzymało się na światłach. I nie ma się co bać, że ktoś nam wyląduje w bagażniku, bo w odpowiednim momencie system sam włącza światła stop, nawet jeśli wciąż jeszcze lekko naciskamy pedał. Fakt, nieco to dziwne, ale bardzo szybko można się do tego przyzwyczaić, polubić i… zapłakać, powracając do spalinówki.
Skupujcie puste butelki
Pierwsze i3 pojawiło się w salonach w 2014 r. I podzieliło ludzi, bo nie przypominało niczego, co dotychczas wyjeżdżało z biur projektowych w Monachium. Teraz już się opatrzyło i budzi więcej sympatii niż oburzenia, że to kalanie świętości i gwałt na DNA marki. Umówmy się, i8, które najpierw miało być napędzane co najmniej silnikiem V6, a skończyło jako hybryda z wyżyłowaną do granic możliwości jednostką o pojemności 1,5 l, jest w tej konkurencji dużo wyżej.