Jest niewielki, mało komfortowy i zbudowany wbrew panującym trendom. Teoretycznie nie jest to dobry materiał na hit, a jednak. Ku zaskoczeniu chyba nawet samego Suzuki nowe Jimny stało się samochodem, o którym wszyscy mówią, wielu go chce, a mało kto może kupić. Nie da się tak po prostu wejść do salonu i nabyć tego auta. Aktualny okres oczekiwania jest tak długi, że Suzuki Motor Poland oficjalnie woli już na ten temat się nie wypowiadać. Pewne jest, że wszystkie egzemplarze, które dotrą w tym roku do Polski są już sprzedane. Jak wygląda dyspozcyjność na rok 2020 dowiadujcie się sami. Trzymam kciuki. W salonach dzieją się sceny jak w latach, kiedy samochód był towarem trudno dostępnym. Klienci którzy nie załapali się na Jimniego są w stanie dopłacić spore kwoty tym, którzy mogą go w najbliższym czasie odebrać. I wiecie co jest w tej całej sytuacji najlepsze? Prawie nikt z zamawiających nie jeździł nowym Jimni. Kupują go niemal w ciemno.
Nowe Suzuki Jimny.
Wygląda słodko. Takie drzewko bonsai na kołach. Niby prosty w formie, a dopieszczony jest tu każdy szczegół. Względem poprzednika aktualny model jest o 5 cm krótszy za to nieco szerszy (4,5 cm), nieco wyższy (1,5 cm) i z większym rozstawem kół (plus 4 cm). Ma ekstremalnie krótkie zwisy nadwozia i dużo większe kąty natarcia z przodu i z tyłu (37 st przód, 49 st tył). Do tego zwiększył się prześwit (teraz ma 21 cm wcześniej 19 cm), a rama została dodatkowo wzmocniona. No właśnie – to auto zbudowane jest na ramie – Jimny to nie modne wozidełko do miasta, tylko prawdziwa terenówka. Ma napęd na cztery koła (dołączana przednia oś), jest reduktor. W zależności od wersji masa własna wynosi od 1090 kg do 1135 kg.