Suzuki Jimny: Radość o poranku i wieczorem też

Nie jest nadmiernie „napakowany” elektroniką, trudno mówić o nim jako wzorcu komfortu, praktyczności czy innowacyjności w dzisiejszym rozumieniu. A jednak ten maluch z kanciastym nadwoziem to jedna z najgorętszych premier tego roku.

Publikacja: 18.10.2018 16:31

Suzuki Jimny: Radość o poranku i wieczorem też

Foto: moto.rp.pl

Naprawdę trudno się było nie uśmiechać na widok rzędu Suzuki Jimny, czekających na jazdy testowe. Rzadko który samochód budzi tyle sympatii, choć nie jest ani wymyślny stylistycznie ani zbytnio zaawansowany technologicznie. Za to ma coś, czego brakuje coraz większej liczbie nowych modeli – jest wyrazisty i nic nie udaje. Nie podszywa się pod rodzinne auto, którym można zjechać z utwardzonej drogi. Jest po prostu małą terenówką z prawdziwego zdarzenia, jedną z ostatnich, jakie jeszcze pozostały w ofercie firm, zafascynowanych popularnością SUV-ów czy crossoverów. Rzadki okaz ginącego gatunku, który trzeba pielęgnować.

Czwarte podejście

Pierwszy Jimny pojawił się na rynku w 1970 r. Trzecia generacja zadebiutowała w 1998 r. i na kolejną Suzuki kazało czekać bardzo długo, bo aż 20 lat. Trudno więc nie uznać najnowszego modelu za jedną z najbardziej wyczekanych premier, zwłaszcza przez fanów off-roadu. Przykład? Podczas jazd w okolicach Frankfurtu nasz Jimny został „zatrzymany” przez kierowcę innego, rasowego auta terenowego, który bardzo chciał obejrzeć japońskiego malucha. Pytania techniczne, sesja zdjęciowa – widać, że małe Suzuki dostarczy rynkowi wielu pozytywnych emocji, kiedy pojawi się w europejskich salonach na przełomie 2018 i 2019 roku.

""

fot. Wojciech Romański

moto.rp.pl

To, co czyni z ważącego niewiele ponad tonę autka dzielnego pogromcę bezdroży, nie zmienia się od lat: konstrukcja opiera się na ramie nośnej, do tego trójwahaczowe, sztywne zawieszenie osi ze sprężynami śrubowymi (zarówno z przodu, jak i z tyłu) plus napęd na cztery koła z przekładnią redukcyjną (z przełożeniami 4H i 4L). Dodatkowym elementem jest system ALLGRIP PRO 4WD, wspomagający jazdę w trudnym terenie. O możliwości małego Suzuki świadczą także inne parametry – dzięki bardzo krótkim zwisom i kompaktowej budowie (auto ma 3480 mm długości, 1645 mm szerokości i 1720 mm wysokości, a rozstaw osi to 2250 mm), kąt natarcia wynosi 37 stopni, kąt zejścia 28 stopni, a kąt rampowy to 49 stopni. Umożliwia to pokonanie naprawdę stromych przeszkód czy podjazdów. W przypadku problemów z przyczepnością do gry włącza się układ kontroli trakcji LSD (mechanizm różnicowy o ograniczonym poślizgu), który hamuje koła, które się ślizgają przenosząc moment obrotowy na te, które mogą pomóc wydostać się z opresji dzięki lepszej trakcji. LSD wspiera także kierowcę podczas jazdy po nierównych, wyboistych traktach, gdzie pojawia się różnica przyczepności po prawej i lewej stronie auta.

CZYTAJ TAKŻE: Odświeżone Suzuki Vitara wjeżdża do salonów

Choć nowy Jimny pełnymi garściami czerpie ze swojej tradycji, to wcale nie oznacza, że nie korzysta z technologicznych nowości, ułatwiających jazdę terenową. Autko zostało wyposażone m.in. w asystenta zjazdu (Hill Descent Control) oraz hamulec Hill Hold Control, działający przez 7 sek. układ pozwalający na bezpieczne ruszanie, gdy wspinamy się pod górę. To szczególnie przydatne rozwiązanie dla mniej doświadczonych offroadowców – pozwala uniknąć staczania się samochodu podczas przenoszenia nogi z hamulca na gaz i pełni rolę „wirtualnego” hamulca ręcznego. Podczas prób terenowych system HHC okazał się bardzo przydatny, wspierając kierowców przy ruszeniu auta zatrzymanego na wzniesieniu.

""

fot. Suzuki

moto.rp.pl

Nie znaczy to jednak, że nowy Jimny sprawdza się wyłącznie w terenie. Podniesienie sztywności skrętnej ramy nośnej przełożyło się na bardziej komfortową i stabilniejszą jazdę w zwykłych warunkach drogowych, a nowo zaprojektowany stabilizator w przednim zawieszeniu ogranicza wibracje przenoszone na kierownicę. Jednak sama śrubowo-kulkowa przekładnia kierownicza ma spory skok jałowy i wymaga przyzwyczajenia – Jimny nie prowadzi się jak hot hatch, reagujący na każdy minimalny ruch kierowcy, ale też i nie taka jest jego rola.

Kanciak jakich mało

Patrząc na sylwetkę małego Suzuki trudno oprzeć się porównaniom ze znacznie potężniejszym Mercedesem klasy G. W obu przypadkach w kanciastej, nieomal kwadratowej bryle widać prostotę i funkcjonalność solidnego auta terenowego. Nieomal pionowe słupki A, prawie płaska przednia szyba i pokrywa komory silnika poprawiają widoczność do przodu, a nachylone linie okien kierowcy i pasażera ułatwiają monitorowanie tego, co dzieje się z boku.

""

Fot. Wojciech Romański

moto.rp.pl

Trochę zawadiacki wygląd Jimny zawdzięcza prostej, czarnej kracie wlotu powietrza i okrągłym reflektorom z ledowymi światłami do jazdy dziennej, nawiązującej do pierwszych generacji modelu. Terenowego sznytu dodają także rynienki na krawędziach dachu, które zatrzymują wodę by nie dostała się do środka przy otwarcia drzwi, poszerzone nadkola i listwy progowe chroniące nadwozie przed uderzaniami kamieni i tylne lampy w zderzaku, pozwalające na szerokie otwieranie tylnych drzwi bagażnika.

""

Fot. Suzuki

moto.rp.pl

Istotnych zmian doczekało się także wnętrze i trzeba przyznać projektantom, że udało im się zgrabnie połączyć tradycję z najnowszymi technologiami. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to wysoka dźwignia zmiany biegów z… gumowym mieszkiem. Aż łza się kręci w oku. Podobnie tradycyjną formę zachowała dźwignia reduktora – taki zestaw na tunelu środkowym zawsze jednoznacznie wskazuje charakter samochodu. Lewarek, a nie pokrętło „trybów terenowych”, to dla mnie znak, że mamy do czynienia z poważniejszym zawodnikiem. Potwierdza to panel przyrządów i cała deska zrobiona z materiałów odpornych na zadrapania i zabrudzenia. Uchwytom i przełącznikom może brak designerskiej finezji, za to można je obsługiwać nawet w rękawicach.

CZYTAJ TAKŻE: Suzuki Jimny: Na ostro i w stylu retro

Zegary nawiązujące swoim wyglądem do modelu Samurai, umieszczone w sześciennych obudowach ze stylizowanymi śrubami, są zawsze podświetlone, co gwarantuje czytelność w każdych warunkach drogowych. Ale poza tymi elementami podkreślającymi surowość konstrukcji, mamy tu także wiele nowoczesnych udogodnień – funkcjami informacyjno-rozrywkowymi zarządza się za pomocą 7-calowego ekranu dotykowego, zgrabnie zamykającego środkową konsolę. A między klasycznymi cyferblatami znalazło się miejsce na wyświetlacz komputera pokładowego.

""

fot. Suzuki

moto.rp.pl

Zastrzeżenia budzą jedynie przednie fotele, które – choć wygodne – zapewniają bardzo słabe trzymanie boczne, co zwłaszcza w przypadku siedziska jest pewną niedogodnością w terenie. Bagażnik… no cóż, od liczącego niespełna 3,5 metra samochodu trudno oczekiwać kufra rodem z rodzinnego kombi. Powiedzmy sobie uczciwie – przy rozłożonych tylnych fotelach mieści jedynie 85 litrów, co więcej, przestrzeń pomiędzy oparciami a tylnymi drzwiami jest wysoka, za to wąska, więc wiele tam nie zapakujemy. Dzięki regulacji położenia dzielonych w proporcji 50/50 oparć można nieco zwiększyć pojemność, ale dopiero po ich złożeniu (uzyskujemy wtedy płaską podłogę) zyskujemy 377 litrów, o 53 litry więcej niż III generacji modelu.

""

fot. Suzuki

moto.rp.pl

Ale nawet nie większa pojemność, ale elementy funkcjonalne w przestrzeni bagażowej przypominają o terenowym charakterze auta. Tylne siedzenia i podłoga bagażnika zostały pokryte tworzywem sztucznym, co pozwala na łatwe usuwanie zabrudzeń. Z każdej strony pod oknem znajduje się pięć otworów na śruby, są także cztery otwory na wkręcane haki wokół podłogi, co pozwala na skuteczne mocowanie bagażu.

Jeden silnik, dwie skrzynie

Pod maską Suzuki Jimny pracuje nowy silnik VVT o pojemności 1,5 litra, mocy 102 KM i maksymalnym momencie obrotowym 130 Nm przy 4000 obr., który zastąpił dotychczasowy, o pojemności 1,3 l. Lepsza charakterystyka krzywej momentu obrotowego sprawia, że silnik jest żwawy już przy niskich prędkościach obrotowych, co przydaje się zwłaszcza podczas jazdy w terenie. W pełnym wykorzystaniu elastyczności silnika w warunkach drogowych przeszkadza nieco fakt, że w wersji podstawowej jest on sprzężony w pięciobiegową, dość głośno pracującą skrzynią manualną, z którą najlepiej czuje się do prędkości 120 km/h. Powyżej jednostka wchodzi na obroty przekraczające 4 tys. i czuć, że nieco się męczy. Z drugiej strony, Jimny na autostradzie daje się rozpędzić do 140 km/h i mimo sporego hałasu nie czuć, że zbliżamy się do prędkości granicznej, czyli 145 km/h.

CZYTAJ TAKŻE: Ile kosztuje Suzuki Jimny?

Co ciekawe, według danych producenta zużycie paliwa mierzone jeszcze według starego cyklu NEDC wynosi średnio 6,8 l/100 km (trasa mieszana). Podczas pierwszych jazd udało się uzyskać 7,2-7,5 l/100 km, co jest doskonałym wynikiem biorąc pod uwagę, że raczej obcując z samochodem po raz pierwszy nie oszczędza się go specjalnie. Opcją jest czterobiegowy automat, ale podczas jazd prasowych nie był jeszcze dostępny.

Wkraczają nowe systemy

Nowe technologie zastosowane w nowym Suzuki nie ograniczają się do asystenta zjazdu, hamulca Hill Hold i systemu Info Entertainment. Jimny został bowiem wyposażony w cały pakiet rozwiązań z rodziny Suzuki Safety Support. Kierowca ma do dyspozycji system Dual Sensor Brake Support (DSBS), ostrzegający przed ryzykiem kolizji z pojazdem lub pieszym, a w sytuacjach skrajnych automatycznie aktywującym hamulce, dźwiękowe ostrzeganie przed opuszczaniem pasa ruchu (Lane Departure Warning) oraz zygzakowaniem (Weaving Alert), automatyczne włączanie świateł drogowych, a także system rozpoznawania znaków drogowych.

""

fot. Suzuki

moto.rp.pl

Na pełne sprawdzenie możliwości małego Suzuki przyjdzie jeszcze poczekać, ale wiem na pewno, że warto. Bo to dobrze wymyślony, prosty samochód, który został dostosowany do nowych czasów bez jakiegokolwiek gwałtu na tradycji. I może dać kierowcy więcej frajdy niż niejeden wypchany elektroniką po dach crossover czy SUV. A jeśli jeszcze jest w kolorze Kinetic Yellow…

""

fot. Wojciech Romański

moto.rp.pl

Naprawdę trudno się było nie uśmiechać na widok rzędu Suzuki Jimny, czekających na jazdy testowe. Rzadko który samochód budzi tyle sympatii, choć nie jest ani wymyślny stylistycznie ani zbytnio zaawansowany technologicznie. Za to ma coś, czego brakuje coraz większej liczbie nowych modeli – jest wyrazisty i nic nie udaje. Nie podszywa się pod rodzinne auto, którym można zjechać z utwardzonej drogi. Jest po prostu małą terenówką z prawdziwego zdarzenia, jedną z ostatnich, jakie jeszcze pozostały w ofercie firm, zafascynowanych popularnością SUV-ów czy crossoverów. Rzadki okaz ginącego gatunku, który trzeba pielęgnować.

Pozostało 93% artykułu
Za Kierownicą
Porsche 911 Dakar RED58 Special: Uszanowanie, panie Sobiesławie
Za Kierownicą
Ford Transit Trail: Dostawczak z twarzą Raptora
Za Kierownicą
Volkswagen ID. Buzz: Wyjątkowość całości
Za Kierownicą
Ford Kuga vs. Toyota Rav4: Podobne, ale nie takie same
Za Kierownicą
Tesla Model S Plaid: Elektryczna bestia