Po tym, jak rozeszły się informacje o strajku ostrzegawczym, akcje Volkswagena staniały 2 grudnia o 1,9 proc. Głównymi problemami, z jakimi się boryka druga co do wielkości grupa motoryzacyjna na świecie, są wysokie koszty produkcji, których nawet nie równoważy bardzo wysoka niemiecka wydajność. Do tego dochodzi jeszcze spadek popytu na auta z napędem elektrycznym i wysokie koszty operacyjne. Jedynym wyjściem w tej sytuacji jest ograniczenie mocy produkcyjnych. A tego z kolei nie akceptuje strona społeczna, z którą negocjacje utknęły w martwym punkcie. Dla niemieckich pracowników Volkswagena ta sytuacja jest nie do zaakceptowania. Dlatego 2 grudnia rozpoczęły się protesty. Na razie są to strajki ostrzegawcze, które mają wywrzeć presję na pracodawcę. Bierze w nich udział dziewięć z dziesięciu niemieckich fabryk koncernu.
Strajk pracowników Volkswagena. To będą najtwardsze negocjacje w historii
- Jeśli będzie taka konieczność, jesteśmy przygotowani na najtwardsze negocjacje w historii Volkswagena — mówił w poniedziałek Thorsten Gröger, główny negocjator z IG Metall, najpotężniejszego związku zawodowego w Niemczech. Daniela Cavallo, szefowa rady pracowniczej w największej fabryce Volkswagena, nie hamowała się z ostrą krytyką zarządu i personalnie prezesa Grupy Volkswagen, Oliviera Blume. Jako niezrozumiałe uznała decyzje o zamknięciu trzech fabryk, przy jednoczesnym braku gotowości do jakichkolwiek cięć dywidendy dla akcjonariuszy. - Strajk ostrzegawczy jest po to, aby podkreślić nasze prawnie uzasadnione żądania. Zarząd powinien wiedzieć, że kryzys w VW może zostać rozwiązany jedynie przy udziale pracowników, a nie przeciwko nim - mówiła Cavallo załodze zgromadzonej przed budynkiem zarządu VW w Wolfsburgu.
Czytaj więcej
Grupa Volkswagen i Rivian Automotive ogłosiły oficjalnie połączenie sił. Niemcy zainwestują olbrzymie kwoty w wykupienie połowy udziałów.
Cavallo nie szczędziła krytyki prezesowi Grupy VW, który (jak na razie) nie angażuje się w negocjacje, zostawiając problemy prezesowi marki, Thomas Schäferowi i odpowiadającemu za sprawy pracownicze Gunnarowi Kilianowi. - A sam Olivier Blume zajmie stanowisko, kiedy mu to będzie odpowiadało. Teraz mówi, że nie ma nic wspólnego z problemami w Volkswagenie. Nie jesteśmy gotowi na wyrażenie zgody w sprawie zamykania fabryk, masowe zwolnienia i jakiekolwiek cięcia w obowiązujących układach zbiorowych - mówiła Daniela Cavallo. 1 grudnia rzecznik Volkswagena zapewniał, że firma szuka możliwości porozumienia w konstruktywnym dialogu, który powinien doprowadzić do znalezienia rozwiązania akceptowalnego przez obie strony. Nie ukrywał jednocześnie, że firma jest dobrze przygotowana i poradzi sobie ze skutkami strajku. Jednocześnie jednak kategorycznie odrzucił możliwość zaakceptowania propozycji związkowców, zakładających cięcie kosztów o 1,5 mld euro. Te oszczędności miałyby być możliwe dzięki obniżeniu dywidendy, ograniczeniu liczby członków zarządu oraz mniejszym bonusom dla pracowników, ale dopiero w latach finansowych 2025 i 2026. Z kolei pieniądze na obiecane podwyżki wynagrodzeń miałyby zostać „zaparkowane” w specjalnym funduszu. Z tych środków byłyby wypłacane odprawy zwalnianych pracowników.
Strajk pracowników Volkswagena. Silna pozycja związków zawodowych
Teraz wszyscy czekają na kolejną — już czwartą — rundę negocjacji. Jak mówi Daniela Cavallo mogą być dwa scenariusze na przyszłość: kompromis, albo eskalacja konfliktu. W strukturach korporacyjnych Volkswagena głos pracowników ma ogromne znaczenie. Także w tych najtrudniejszych i najbardziej kontrowersyjnych sprawach. W tej sytuacji zarząd ma bardzo ograniczone pole działania, gdyby chciał samodzielnie przeforsować zwolnienia i cięcie kosztów. Już tradycyjnie przedstawiciele pracowników stanowią połowę członków rady nadzorczej, nie mówiąc o tym, że w Dolnej Saksonii, gdzie mieści się centrala VW, mają połowę plus dodatkowo jeszcze dwóch członków.