Ważą się losy Izery – polskiego auta elektrycznego, którym rząd PiS chciał przestawiać na prąd polską motoryzację. Projekt budowy fabryki samochodów czeka audyt, po którym zapadnie decyzja, czy kontynuować czy skasować przedsięwzięcie. Najpewniej zostanie podjęta w ścisłym otoczeniu premiera Donalda Tuska. Sens szacowanej na 6 mld zł inwestycji, od początku uznawanej za projekt polityczny, podawali w wątpliwość politycy obecnej większości parlamentarnej jeszcze przed październikowymi wyborami. Ale szczególnego znaczenia nabrała ubiegłotygodniowa wypowiedź minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz: zapowiedziała ona na luty rewizję Krajowego Planu Odbudowy i możliwość rezygnacji z projektów, które nie przyniosą korzyści. Jednym z nich może się okazać Izera.
Ograniczyć straty
Jak dotąd polski elektryk miał pochłonąć co najmniej 277 mln zł. Z tego ponad trzy czwarte poszło na prace projektowe i techniczne oraz przygotowanie inwestycji. Blisko jedną czwartą wydano na koszty administracyjne, w tym wynagrodzenia. Nie wybrano jeszcze wykonawcy fabryki (umowa ma być podpisana dopiero w marcu), więc rezygnacja teraz pozwoliłaby ograniczyć straty. Ale z drugiej strony, to bardzo mocno opóźnione przedsięwzięcie właśnie ma się rozkręcać: realizująca go spółka ElectroMobility Poland (EMP) dopina szczegóły z chińskim partnerem Geely, dostarczającym rocznie na globalny rynek 2 mln pojazdów. Wprowadziłby on do produkcji w Jaworznie elektryki Volvo i Smarta.
Na bazie jednej platformy miał powstać również SUV
Nie wiadomo także, czy UE zaakceptuje zmiany w KPO. Projekt Izery umocował w Planie rząd Mateusza Morawieckiego poprzez zapis o wsparciu gospodarki niskoemisyjnej Funduszem Elektromobilności, który pomógłby zrealizować cel „wzrostu zainstalowanych mocy produkcyjnych nowych pojazdów zeroemisyjnych do połowy 2026 r., pozwalających na produkcję 100 tys. pojazdów w ciągu roku”. W praktyce może go spełnić tylko fabryka Izery. Rezygnacja z projektu może więc oznaczać stratę setek milionów euro. Przedłużanie niepewności wokół Izery nie będzie korzystne ani dla rządzących, ani tym bardziej dla EMP. Jak twierdzi Piotr Zaremba, prezes EMP, dotrzymanie harmonogramu inwestycji w zdefiniowanych przez KPO ramach wymaga szybkich i jednoznacznych decyzji.
Tymczasem już w listopadzie dyrektor strategii i rozwoju biznesu EMP Tomasz Kędzierski przyznał w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, że dyskusje o możliwości skasowania projektu utrudniają utrzymanie pracowników i korzystnych relacji z partnerami. – Zamiast skupiać się na biznesie i kontynuować te działania, które są już rozpędzone, musimy odpierać nietrafione zarzuty – powiedział. Od tego czasu napięcie w spółce wzrosło. A wypowiedź Pełczyńskiej-Nałęcz, przynajmniej dla części jej pracowników, może być sygnałem do pakowania walizek. Na niekorzyść inwestycji przemawia ślamazarne tempo jej realizacji i brak pewności co do zrealizowania kolejnych etapów. Nie ma zagwarantowanego finansowania całości przedsięwzięcia. EMP mimo to utrzymuje, że Izera jest projektem o solidnych fundamentach biznesowych, możliwym do realizacji w zaplanowanym czasie. – Efekty prac z dotychczasowej współpracy z naszymi partnerami potwierdziły techniczne i rynkowe założenia projektowe – twierdzi prezes EMP.