Proces, który toczył się w mieście Riverside (Kalifornia, USA) dotyczył wypadku Micah Lee w 2019 roku, który podczas jazdy Teslą Model 3 (w samochodzie były trzy osoby) na autopilocie zjechał z autostrady i uderzył w drzewo. W efekcie tego zdarzenia auto stanęło w płomieniach, a kierowca zmarł w skutek poniesionych obrażeń. Prawnicy reprezentujący dwóch poszkodowanych pasażerów, którzy przeżyli, ale odnieśli ciężkie obrażenia, w ramach zadość uczynienia domagali się 400 milionów dolarów (ok. 1,67 mld zł) odszkodowania. Starali się udowodnić, że wada produkcyjna trybu autopilota spowodowała, nagły manewr i opuszczenie autostrady.

Czytaj więcej

BP kupi superchargery Tesli za ponad 100 milionów dolarów

Tesla natomiast twierdziła, że Micah Lee spożywał alkohol, zanim wsiadł za kierownicę i nie było dowodów na to, że przed zderzeniem w ogóle włączył autopilota. Ława przysięgłych przyznała rację Tesli. Dla amerykańskiego giganta wygrany proces spadł jak z nieba, przy przegranym procesie Tesli groził spadek wartości akcji nawet o jedną piątą. To jednak nie koniec kłopotów Tesli. Firma Elona Muska stoi w obliczy dochodzeń federalnych mających na celu ustalenie czy wady autopilota przyczyniły się do co najmniej 17 innych wypadków, które miały miejsce od czerwca 2021 r., a także dochodzeń regulacyjnych i procesów sądowych w związku z twierdzeniami, że Tesla przesadnie wyolbrzymiła swoje postępy w kierunku jazdy autonomicznej. W najbliższych miesiącach w Kalifornii i na Florydzie mają zapaść wyroki w kilku tych sprawach.

Czytaj więcej

Tesla Model S Plaid: Elektryczna bestia