Elektromobilność: Polska coraz bardziej pod prąd

Brakuje ładowarek, a w sprzedaży aut na prąd wyprzedzają nas Czesi, Węgrzy czy Rumuni. Polska pod względem rozwoju elektromobilności jest w ogonie Europy.

Publikacja: 17.10.2018 23:03

Elektromobilność: Polska coraz bardziej pod prąd

Foto: moto.rp.pl

Zmalał już i tak śladowy udział aut elektrycznych w polskim rynku nowych samochodów. Według najnowszych dostępnych danych Europejskiego Obserwatorium Rynku Paliw Alternatywnych (EAFO) tegoroczne rejestracje aut zasilanych wyłącznie prądem stanowią zaledwie 0,09 proc. nowo rejestrowanych w Polsce samochodów osobowych. Rok wcześniej było to 0,1 proc. Tymczasem według planów rządu w 2025 r. po polskich drogach ma jeździć milion elektryków. Nie ma na to szans – w I połowie 2018 r. nad Wisłą sprzedano 279 takich aut– podaje stowarzyszenie europejskich producentów samochodów ACEA.

CZYTAJ TAKŻE: Kosztowny urok elektromobilności

W liczbie rejestracji już wyprzedzają nas dużo mniejsze rynki motoryzacyjne regionu. W Czechach w I połowie roku zarejestrowano 318 aut elektrycznych (tam ich rynkowy udział jest 2,5 razy wyższy niż w Polsce), na Węgrzech aż 609, a w Rumunii – 297. Ale prawdziwa przepaść dzieli nas od dużych europejskich rynków, np. Niemiec (17,3 tys. rejestracji) i Francji (14,4 tys.).

Elektromobilność na hamulcu

W europejskim ogonie elektromobilności plasuje nas nie tylko liczba aut, ale też brak infrastruktury do ładowania. Według EAFO w całej Polsce dostępne są obecnie 582 ładowarki, gdy w prawie czterokrotnie mniejszej Austrii jest ich przeszło siedmiokrotnie więcej. I choć rząd zapowiada rozbudowę sieci, to jej rozwój będzie hamować z jednej strony niewielka liczba posiadaczy samochodów elektrycznych, z drugiej – niejasności regulacyjne. Wciąż nie wiadomo, jaki ostatecznie powstanie model biznesowy całego systemu mającego zasilać pojazdy na prąd. – Wątpliwości się mnożą, dlatego wiele firm, które chciałyby funkcjonować jako dostawcy infrastruktury, obawia się ryzyka i czeka – twierdzi Jarosław Wajer, partner w dziale doradztwa biznesowego firmy doradczej EY.

""

AdobeStock

moto.rp.pl

Ta sytuacja będzie hamować rozwój polskiej elektromobilności. Chyba że infrastruktura będzie rozwijana bez względu na koszty np. przez państwowe spółki paliwowe lub energetyczne. – Mała sieć ładowania nie zachęca do kupowania aut elektrycznych, dlatego niezbędne są inwestycje w dużą liczbę ładowarek, nawet jeśli początkowo nie będzie się to opłacać – uważa Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.

CZYTAJ TAKŻE: Elektrobusy wchodzą przebojem w elektromobilność

Sprzedaż aut elektrycznych mogłyby poprawić bonusy finansowe, np. rządowe dopłaty lub zwolnienia podatkowe. Tymczasem według EAFO Polska jest jednym z trzech – obok Bułgarii i Estonii – europejskich krajów, w których w ogóle nie ma tego rodzaju zachęt.

Europa też ma kłopot

Słaby rozwój infrastruktury zasilania aut elektrycznych jest nie tylko polskim problemem, ale i całej Europy. Według stowarzyszenia europejskich producentów samochodów ACEA 76 proc. wszystkich znajdujących się w państwach Unii Europejskiej ładowarek rozlokowanych jest w zaledwie czterech krajach: w Holandii 28 proc., w Niemczech 22 proc., we Francji 14 proc. i 12 proc. w Wielkiej Brytanii. W połowie obecnego roku najmniej punktów ładowania znajdowało się na Cyprze (zaledwie 36), w Grecji (38), na Litwie (73), w Bułgarii (95), na Malcie (97) i w Rumunii (116). Co do łącznej liczby ładowarek są jednak spore rozbieżności: w czerwcu ACEA szacowała ją na ok. 100 tys. w UE, natomiast w sierpniu Europejskie Obserwatorium Rynku Paliw Alternatywnych (EAFO) doliczyło się ponad 150 tys. punktów, ale w całej Europie. To jednak wciąż za mało wobec zakładanego w przyszłości wzrostu udziału w rynku aut elektrycznych, wymuszanego narzucanymi przez Parlament UE ograniczeniami emisji CO2. – Do 2025 roku potrzebne będą przynajmniej 2 miliony punktów ładowania – komentuje ACEA.

"Ładowarka w Berlinie"

Ładowarka w Berlinie / fot. Wojciech Romański

moto.rp.pl

W Polsce ładowarki stawiały do tej pory głównie koncerny energetyczne. Niedawno program budowy swojej sieci rozszerzył Orlen, a lokalizacje dla punktów szybkiego ładowania przy głównych drogach europejskiej sieci TEN-T wytypowała Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Jednak i tam nie brakuje sceptyków co do powodzenia planów. – Zważywszy na małą liczbę samochodów elektrycznych, zarówno operatorzy stacji, jak i firmy mające budować punkty ładowania mogą dojść do wniosku, że przedsięwzięcie nie będzie się opłacać – usłyszeliśmy w GDDKiA.

CZYTAJ TAKŻE: Wciąż trwa walka o limity emisji CO2 dla samochodów w Unii

Tak naprawdę jednak nawet w bogatych krajach Europy popyt na samochody elektryczne jest słabszy od prognoz. Gdyby nie rządowe dopłaty i ulgi podatkowe, zainteresowanie byłoby minimalne. Ale i te nie wszędzie pomagają. Do samochodów elektrycznych z rezerwą odnoszą się nawet Niemcy, gdzie na zakup auta bateryjnego rząd daje grant w wysokości 4 tys. euro. Choć w pierwszym półroczu 2018 r. zarejestrowano tam 17,3 tys. aut na prąd, co stanowi wzrost o prawie 69 proc. w ujęciu rocznym, to – jak twierdzi Narodowa Platforma Elektromobilności (NPE) będąca ciałem doradczym gabinetu Angeli Merkel – założony przez niemiecki rząd cel miliona „elektryków” na drogach w roku 2020 jest nierealny. Według NPE będzie to możliwe dopiero w roku 2022. Według Deutsche Welle głównymi przeszkodami w dojściu do celu są wciąż wysokie ceny samochodów elektrycznych w porównaniu z autami z napędem spalinowym i zbyt mały zasięg, a także za mała liczba stacji ładowania.

Zakupy pod publikę

W Polsce samochody elektryczne kupują głównie firmy. I przede wszystkim ze względów wizerunkowych, bo pod względem ekonomicznym jest to wciąż inwestycja nieopłacalna. Z wyliczeń Europejskiego Funduszu Leasingowego wynika, że koszt użytkowania auta elektrycznego przez trzy lata jest o 45 proc. wyższy niż w przypadku pojazdu z silnikiem spalinowym. Próg rentowności osiągany jest dopiero po 50 tys. km rocznie i to w perspektywie pięciu lat.

CZYTAJ TAKŻE: Ministerstwa nie wspierają rządowego planu elektryfikacji flot

Tymczasem według opublikowanego w środę raportu MotoBarometr 2018 „Nastroje w automotive” przygotowanego przez Exact Systems przedstawiciele zakładów motoryzacyjnych w Polsce uważają, że największy potencjał dla motobranży w kraju ma właśnie rozwój aut elektrycznych. – Kluczowe będą tutaj gotowość polskich zakładów do przyjęcia najbardziej zaawansowanych technologicznie projektów oraz wsparcie rządu w ściąganiu do Polski nowych inwestycji, jak fabryki jednego z największych światowych dostawców ogniw do samochodów elektrycznych LG Chem – twierdzi Paweł Gos, prezes Exact Systems. Ale – jak podała niedawno „Gazeta Wyborcza” – zapowiadanych przez Ministerstwo Energii na jesień 2018 r. jeżdżących prototypów polskiego auta na prąd nie ma i nie wiadomo, kiedy będzie można je zobaczyć.

Zmalał już i tak śladowy udział aut elektrycznych w polskim rynku nowych samochodów. Według najnowszych dostępnych danych Europejskiego Obserwatorium Rynku Paliw Alternatywnych (EAFO) tegoroczne rejestracje aut zasilanych wyłącznie prądem stanowią zaledwie 0,09 proc. nowo rejestrowanych w Polsce samochodów osobowych. Rok wcześniej było to 0,1 proc. Tymczasem według planów rządu w 2025 r. po polskich drogach ma jeździć milion elektryków. Nie ma na to szans – w I połowie 2018 r. nad Wisłą sprzedano 279 takich aut– podaje stowarzyszenie europejskich producentów samochodów ACEA.

Pozostało 92% artykułu
Tu i Teraz
Uruchomiono nowy odcinkowy pomiar prędkości. To już piąty w województwie łódzkim
Tu i Teraz
Mercedes-AMG pobił własny rekord. Magiczna bariera przebita
Tu i Teraz
Kamala Harris fanką Formuły 1. Zdradziła który z kierowców jest jej faworytem
Tu i Teraz
Polacy polubili samochody z Chin i kupują ich coraz więcej. Znamy rynkowy hit
Tu i Teraz
Prawie 5 tys. przekroczeń prędkości w miesiąc. Odcinkowy pomiar prędkości na S11