Miałem już okazję przyjrzeć się bliżej i pojeździć nowym BMW X2. Poszusować po ciasnych krętych drogach, szerokich autostradach, po nierównościach i po równej jak stół szosie. Wróciłem z jazd i zanim zacząłem pisać relację z moich wrażeń, przejrzałem, co piszą o tym aucie inni. Praktycznie wszyscy wróżą temu modelowi rynkowy sukces. Zgadzam się z tym, ale jednak nie do końca, bo uważam, że sukces X2 mógłby być w przyszłości większy, gdyby nie jeden mały, ale ważny punkt, który nieco przytnie skrzydła temu modelowi. Ale o tym później.
Kiedy ten model BMW pojawił się w 2017 roku na rynku, spodobał mi się jego wygląd. Było to coś innego, jakaś próba przełamania panującej wtedy u Bawarczyków stylistycznej nudy. Fajny był ten znaczek BMW na tylnym słupku, jak pieprzyk na twarzy Cindy Crawford. Ciekawy był kształt i proporcje. Nie był to po prostu kolejny SUV czy crossover. Jednak pierwsza generacja X2 miała również niefajną, rozczarowującą stronę. Było nią wnętrze, które nie dotrzymywało kroku nowoczesnemu zewnętrznemu designowi. Środek był jak w starej serii 1, z małymi zegarami i dużą ilością czarnych tworzyw. Nuda i nic ciekawego. W nowym modelu tego błędu BMW już nie popełniło.
Żyj kolorowo
Ale zacznijmy od wyglądu zewnętrznego. Nowe X2 wygląda jak pomniejszone X6, ale bez jego gigantomanii, i ma coś z X4, lecz z lepszym wyczuciem proporcji. BMW nazywa taką sylwetkę Sports Activity Coupé (SAC) i właściwie to tej marce zawdzięczamy SUV-y w stylu coupe. To wspomniane X6 w 2007 roku poruszyło, zbulwersowało i zachwyciło świat motoryzacji. X2 to jego krewny. Z przodu są typowe nerki, tyle że teraz mogą być podświetlane. Za to odpowiada opcjonalnie konturowe oświetlenie o nazwie BMW Icon Glow. Rozświetlane grille lub ich kontury – po chowanych klamkach i cienkich, przebiegających przez całą szerokość nadwozia światłach LED – to ostatni trend w motoryzacji. Z boku nadwozie jest wyraźnie ścięte, a z tyłu kłuje w oczy, nazwijmy to, ekstrawagancki kształt tylnych świat.