Wszystko zaczęło się od złapania gumy w Oplu Insigni, której wnikliwie przyglądamy się w redakcji w ramach testu długodystansowego. Auto posadowione na spektakularnych, 20-calowych felgach z oponami o profilu 35 wygląda znakomicie, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. System monitorowania ciśnienia wykrył usterkę i z determinacją informował o kolejnych, notowanych spadkach ciśnienia. Powietrze schodziło powoli, dzięki czemu udało się w bezpieczny sposób doczołgać się do garażu. Niestety, sprawa okazała się poważniejsza, bo zestaw naprawczy nie dał sobie rady z uszkodzeniem, a koła zapasowego… w tej specyfikacji nie przewidziano. Normalnie taka przygoda zakończyłaby się podnośnikiem i podmianką, tu konieczna była laweta. Dobrze, że nie stało się to np. nocą w trasie.
fot. AdobeStock
Wybór pomiędzy kołem zapasowym a wysokiej jakości systemem audio wydaje się – delikatnie rzecz mówiąc – absurdalny
Ale co z tym kołem zapasowym? Przecież wnęka pod podłogą bagażnika nie zniknęła. No nie, ale… Sprawdzam w konfiguratorze. Otóż można sobie zafundować dojazdówkę (dopłata w zależności od rozmiaru felgi od 400 do 500 zł), ale po pierwsze ta opcja jest dostępna tylko z wybranymi silnikami (co już samo w sobie jest ciekawe), po drugie zaś… całkowicie ją wyklucza chęć posiadania systemu nagłaśniającego Bose – wyraźnie zaznaczono, że jest on niedostępny z kołem zapasowym. Jego miejsce zajmują elementy systemu audio, m.in. subwoofer. Czyżbym wykrył spisek przeciwko melomanom, ceniących sobie poczucie bezpieczeństwa, które płynie z posiadania zapasu na pokładzie auta?
CZYTAJ TAKŻE: Downsizing: Co może silnik o pojemności małego garnka