Równe sto kilometrów po prawie pustej autostradzie, która ma po osiem pasów w każdą stronę. Czasem rozszerza się do dziesięciu, czasem zwęża do siedmiu, a nawet sześciu. Żadnego zakrętu. Za to dokładnie co kilometr stoi fotoradar, który bezlitośnie wymusza przestrzeganie obowiązującego ograniczenia do 120 km/h.
Trasa Sheikh Zayed w Dubaju / fot. AdobeStock
Przepisy dotyczące wysokości nakładach na kierowców kar zmieniają się w Emiratach co kilka miesięcy – w zależności od widzimisię włodarzy. W końcu mówimy o kraju, który jest monarchią absolutną. Na początku tego roku najwyższe mandaty za przekroczenie prędkości wynosiły w przeliczeniu ok. 700 zł. Nieco więcej niż u nas, ale i tak nie jest najgorzej. Chyba, że zlekceważy się ostrzeżenia o drogowych foto-pułapkach i złapie się kilkanaście zdjęć podczas jednej jazdy. Oczywiście w momencie, w którym czytacie ten tekst, może już być zupełnie inaczej. Czasem wysokości kar podskakują gwałtownie do kilku tysięcy złotych. Czasem dochodzi do tego tymczasowa konfiskata samochodu lub… areszt.
Mandat to mandat
Oprócz wysokości mandatów, zasady ruchu drogowego w ZEA są proste, logiczne i co najważniejsze – przestrzegane. Nie ma co nawet próbować unikać zapłacenia nałożonych przez władze kar. Każdy pojazd ma swoje konto, do którego automatycznie zapisywane są wszystkie wykryte wykroczenia. Odpowiednie organy działają sprawnie i cała biurokratyczna procedura będzie już z całą pewnością zakończona, gdy – świadomi lub nieświadomi własnych błędów – będziemy chcieli niepostrzeżenie oddać samochód w wypożyczalni. Nie ma co liczyć na szczęście czy wyrozumiałość urzędników. Nie masz czym zapłacić? Zapraszamy do celi!
fot. AdobeStock