Popularność wideorejestratorów na przestrzeni ostatnich lat znacząco się zwiększyła. Dla wielu kierowców jest to dodatkowa ochrona oraz potencjalny dowód w sprawie, gdy dojdzie np. do kolizji. Jednak nie każdy kraj europejski zezwala na takie praktyki. Wśród przykładów można wymienić Niemcy. Prawo u naszych zachodnich sąsiadów mówi jasno „nie można nikogo filmować bez jego zgody”. Niedozwolone jest również umieszczanie bez zgody w Internecie nagrań przedstawiających inne osoby lub tablice rejestracyjnych samochodów, a także publikowanie ich w inny sposób. Wynika to z rozporządzenia o ochronie danych, które przewiduje surowe kary. O ile w starej federalnej ustawie o ochronie danych osobowych możliwe były grzywny w wysokości maksymalnie 300 000 euro, to zgodnie z art. 83 GDPR obecnie maksymalna grzywna wynosi 20 mln euro (ok. 100 mln zł) lub do 4 proc. całkowitego rocznego obrotu osiągniętego przez firmę.

Czytaj więcej

Zmiany, które czekają kierowców w 2023 roku

Ponadto zgodnie z rozporządzeniem o ochronie danych osobowych, zabronione jest nawet przechowywanie nagrania z wizerunkiem osób trzecich, które nie wyraziły na to zgody. Wyjątkiem od reguły może być sytuacja, kiedy materiał jest niezwłocznie przedstawiany w sądzie lub organom ścigania. Jednak nawet od tego jest wyjątek, gdyż Federalny Sąd Najwyższy przed przyjęciem dowodu każe wyważyć interesy stron sporu. Niemcy nie są jedynym krajem nieakceptującym nagrywania wizerunku osób trzecich. Kolejnym przykładem jest Austria, która wprost stwierdziła, że wideorejestratory w pojazdach jest nielegalny. Kierowca przyłapany na jego używaniu naraża się na dwa typy konsekwencji. Po pierwsze ryzykuje mandatem wynoszącym nawet 10 tys. euro (czyli 46 900 zł). Po drugie kierujący naraża się na potencjalny pozew od osób trzecich, których pojazdy zostały uchwycone na nagraniu. Zgodnie z prawem mają oni prawo do odszkodowania.

Czytaj więcej

Fabryka Bentleya w Crewe: Narodziny luksusu