Mocny i ciężki Tucson dysponuje litowo-polimerowym akumulatorem o pojemności 13,8 kWh. Co istotne, jednostka elektryczna bardzo płynnie współpracuje z silnikiem spalinowym. Nagła zmiana obciążenia nie wywołuje niepotrzebnych szarpnięć i zwłoki. Baterię naładujemy z domowego gniazdka w 7 godzin. Możemy też korzystać z publicznych ładowarek lub zainstalować w garażu Wallboxa, bowiem pokładowe urządzenie przyjmuje prąd rzędu 7,2 kW.

Pełny zbiornik „prądu” powinien w teorii wystarczyć na niewiele ponad 50 kilometrów. Praktyka pokazuje, że realnie przejedziemy 10 km mniej przy niezbyt przesadnych wyrzeczeniach. Mowa oczywiście o mieście, gdzie najbardziej efektywnie funkcjonuje rekuperacja. Jeśli regularnie uzupełniamy energię, warto korzystać z modułu hybrydowego, w którym trasa rzędu 60-70 km zaowocuje spalaniem na poziomie 1,5-2 litrów i opróżnieniem zapasów energii. Takie wyniki notowaliśmy przemierzając lokalne drogi i częściowo odcinki miejskie. Jeśli tak wygląda nasza codzienność, plug-in ma sporo sensu.

Foto: Patryk Keller

Gorzej, jeżeli użytkujemy auto na autostradach. Tam balast w postaci dodatkowych kilogramów okaże się zbędny i zacznie generować spore zapotrzebowanie na benzynę. Utrzymywanie prędkości 140 km/h skutkuje konsumpcją na poziomie 10-11 litrów i koniecznością tankowania co 350-400 km. Zbiornik mieści skromne 42 l. Należy jeszcze wspomnieć o sytuacji, gdzie poruszamy się po mieście z rozładowanym akumulatorem. Tucson przechodzi wówczas w tryb klasycznej hybrydy i przy spokojnej jeździe zużywać od 6 do 8 litrów. Jeśli często poruszamy się po obwodnicach, zapotrzebowanie znów przekroczy 10-12 l.