Od ponad czterech lat toczy się dyskusja dotycząca Urządzeń Transportu Osobistego (UTO). Niestety mimo upływu czasu, nadal nie ma prawa jednoznacznie określającego pojęcia czym jest np. hulajnoga elektryczna. Jest to problem, ponieważ zgodnie z obowiązującymi przepisami należy ją traktować jak pieszego. Rozwiązać miała to ustawa, nad którą prześcigały się dwa resorty: Infrastruktury (MI) oraz Sprawiedliwości (MS). Jednak jak na razie to ta od MI została zgłoszona pod konsultacje społeczne.
CZYTAJ TAKŻE: Nowy trend: e-hulajnoga od Fiata, Seata czy Audi
– W przedstawionym przez Ministra Infrastruktury najnowszym projekcie ww. ustawy (z 12 maja 2020 r.) mowa jest o dopuszczeniu UTO do jazdy po jezdni w przypadku braku wydzielonej drogi dla rowerów lub pasa ruchu dla rowerów i pod warunkiem, że prędkość dopuszczalna pojazdów jest nie większa niż 30 km/h. W trakcie konsultacji społecznych zgłoszono wiele rozmaitych uwag, w tym również dotyczących dopuszczenia do ruchu po jezdniach dróg, na których prędkość dopuszczalna pojazdów jest nie większa niż 50 km/h. Jednakże, jak wynika z raportu z konsultacji publicznych oraz opiniowania projektu przedmiotowej ustawy (opublikowanego 11 września 2020 r.) projektodawca nie zamierza uwzględnić tych uwag i stoi na stanowisku, że UTO można dopuścić do ruchu po jezdniach dróg w obszarach zabudowanych pod warunkiem, że prędkość dopuszczalna pojazdów jest nie większa niż 30 km/h – dodaje Skoczyński.
Można było zakładać, że wszystko jest na dobrej drodze do zakończenia sprawy związanej z UTO. Jednak nastąpił nieoczekiwany zwrot. Wszystko za sprawą wypowiedzi Ministra Infrastruktury, Andrzeja Adamczyka. Na Forum Ekonomicznym w Karpaczu wygłosił on prelekcje, z której powiedział, że użytkownicy UTO będą „zmuszeni przepisem ustawowym do korzystania z dróg, które dopuszczają jazdę do prędkości 50 km/h”. To stwierdzenie spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem wśród miejskich aktywistów, których zdaniem takie rozwiązanie przestanie zagrażać rowerzystom i pieszym.