Wnętrze ma rozkład podobny poprzednika, ale zastosowane materiały są o klasę wyższe. Zamiast tradycyjnych zegarów, oczom kierowcy ukazuje się ekran o przekątnej 12,3 cala. Centralny monitor jest niewiele mniejszy i ma możliwość sterowania gestami. Wystarczy mały ruch ręką, by zmienić stację radiową czy poziom głośności systemu audio. Jeżeli jednak ktoś jest na bakier z najnowszą technologią, to w dalszym ciągu może sterować wszystkimi systemami za pomocą tradycyjnego pokrętła iDrive. Od strony praktycznej także nowej X3 nie można nic zarzucić. Miejsca w środku wystarczy nawet dla bardzo wysokich i bardzo szerokich pasażerów. Bagażnik mieści więcej niż przyzwoite 550 litrów, a po złożeniu siedzeń aż 1600 l.
Z nieznanych powodów BMW uznało, że najlepiej X3 zaprezentować na leśnych drogach. Żeby pokazać, że terenowe możliwości pojazdu nie są tylko marketingowymi sloganami wytyczono dość trudne trasy przez zapadłe odstępy. Trudne, ale możliwe do przejechania. Tyle, że w dzień pokazów zaczęło padać. Solidnie padać. Błota – do połowy łydki. Dodatkowo rozjeżdżone przez okoliczne traktory. Efekt? Niespodziewany. X3 ledwo, ledwo, ale poradziło sobie. Co prawda kilka razy już myślałem, że trzeba będzie dzwonić po pomoc, ale nie. Zakopywał się, ale po kilku manewrach udawało się znów wyjechać. I jeszcze jedno, jeżeli ktoś rzeczywiście chce się zapuścić na bezdroża, to nie wersją „M”. Maksymalnie sztywne, sportowe zawieszenie absolutnie nie filtruje nierówności, i nasz pokazowy pojazd co chwilę rozbrzmiewał soczystymi, słowiańskimi wiązankami.
Ale wystarczyło wyjechać na asfalt, by te okrzyki od razu zamilkły. Na równej nawierzchni widać, że wprowadzenie usportowionej wersji tego auta nie było pomyłką. Choć nie jest to pełna „M Power” a słabsza odmiana „M performance” to i tak zachwyca i osiągami i łatwością w prowadzeniu nawet po najciaśniejszych łukach.
Cena nowego X3 do niskich nie należy. Prawie dwieście tysięcy zapłacimy za podstawową wersję 20d. Trzylitrowy diesel o mocy 265 KM to już wydatek przynajmniej 270 tys. zł. Zaś flagowa, 360 konna M40i obciąży kieszeń aż 314 tys. zł. I, jak zwykle, trzeba słono płacić za wszystkie dodatki. Na pocieszenie wszystkie wersje mają napęd na cztery koła już w standardzie. I poza tym, jest to w końcu w pełni dojrzały i wszechstronny samochód.
Cena: od 199,1 tys. zł