Większość kierowców ciężarówek strajkujących od ponad trzech tygodni na parkingu na niemieckiej autostradzie A5 przy Gräfenhausen w południowej Hesji, otrzymała część zaległych wynagrodzeń od swojego polskiego pracodawcy. Według doniesień niemieckich mediów firma spedycyjna zalega jednak nadal kierowcom około 100 000 euro (około 459 tys. zł) wynagrodzeń. Kierowcy w rozmowach z dziennikarzami mówią, że wypłaty nie były wypłacane od miesięcy, a obiecano im wynagrodzenie 80 euro (około 367 zł) dziennie. Niemieckie media donoszą, że w sumie zaległa kwota wynosiła 300 tys. euro (około 1 380 000 zł).

Czytaj więcej

Strajk kierowców w Niemczech. Interweniowała "paramilitarna jednostka" Rutkowskiego

Rosyjskojęzyczny lekarz, który pojawił się na parkingu zbadał strajkujących kierowców z Gruzji i Uzbekistanu, którzy nie mają ubezpieczenia zdrowotnego obowiązującego na terenie Niemiec. Wielu z nich skarżyło się na problemy z plecami i barkami. Większość z nich praktycznie mieszka w kabinie ciężarówki od miesiąca. Sprawa wywołała poruszenie również poza granicami Polski i Niemiec i była nawet dyskutowana w Parlamencie Europejskim w Strasburgu. Mówiono o „nowoczesnym niewolnictwie” lub „wierzchołku góry lodowej”.

Czytaj więcej

Przyszłość Jaguara: żaden z obecnych modeli bez bezpośredniego następcy

Adwokat polskiego przedsiębiorcy wydał tymczasem oświadczenie, w którym pisze m.in. że protest był dla firmy „całkowitym zaskoczeniem”. Płace są uiszczane zgodnie z umową i są „bardzo konkurencyjne na rynku wynagrodzeń kierowców”, a firma stara się znaleźć polubowne rozwiązanie sporu - tłumaczy dalej prawny przedstawiciel polskiej firmy. Jednak na początku strajku właściciel spedycji wyobrażał sobie zakończenie strajku przez interwencję "paramilitarnej jednostki" Rutkowskiego. Na parkingu widać ogromną solidarność ze strajkującymi kierowcami. Ludzie przyworzą żywność i wodę oraz inne potrzebne rzeczy.