Jak podał Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM), w grudniu rejestracje samochodów ciężarowych zmalały o ponad jedną czwartą, do 2 tys. aut. To już drugi z rzędu miesiąc spadku, choć cały 2018 r. okazał się niezły, przynosząc 8-procentowy wzrost rejestracji. Teraz jednak sytuacja zaczyna się zmieniać.
Według PZPM na decyzje zakupowe firm wpływa teraz niepewność co do dalszego rozwoju sytuacji na rynku drogowych przewozów międzynarodowych. Przedsiębiorstwa transportowe mają przed sobą perspektywę wzrostu kosztów związanych z unijnymi przepisami o delegowaniu pracowników. Według Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce (ZMPD) w negatywnym scenariuszu polscy transportowcy mogą stracić nawet połowę udziałów w rynku.
CZYTAJ TAKŻE: Przewoźnicy narzekają, ale kupują ciężarówki na potęgę
– Na miejscu właściciela firmy przewozowej sam zastanawiałbym się nad rozbudowywaniem teraz floty – mówi Łukasz Włoch, główny ekspert ds. analiz i rozliczeń w Ogólnopolskim Centrum Rozliczania Kierowców. W przypadku transportów kabotażowych przewoźnicy muszą się liczyć ze wzrostem kosztów pracowniczych o średnio 20 proc., a w niektórych przypadkach nawet 40 proc. To osłabi konkurencyjność polskich firm. – Nie ma pewności, czy w takiej sytuacji zagraniczni zleceniodawcy będą chcieli dalej korzystać z naszych usług, czy też nie zdecydują się na własnych przewoźników. Bo obecna różnica w cenach na naszą korzyść na pewno się zmniejszy – uważa Włoch.